7 czerwca 2011
Krzyżacy
(Scenariusz słuchowiska)
SCENA 1
(Na pierwszym planie Jurand i Jagienka, Danusia znajduje
się w drugiej izbie)
DANUSIA
(Śpiewa w oddali)
Gdybym ci ja miała
Skrzydłeczka jak gąska,
Poleciałabym ja
Za Jaśkiem do Śląska!
JURAND
(Smutnym głosem)
Biedna, moja córuś, niebożę! Siedzi jeno nieszczęsna w izbie. A to piosneczkę zanuci, a to przed siebie, het w dal, smutnymi oczętami spojrzy. Nijakiego w niej życia nie ma. Krzyżaki, psubraty, mi dziecko zmarnowały. Oj, doloż moja, dolo!
JAGIENKA
Nie dziwota, która panna wycierpiałaby tyle i rozumu nie postradała? Aliści trzeba było, Jurandzie, w Tworkach ją ostawić, kiedyśmy przejeżdżali tamtędy.
DANUSIA
(W oddali)
Usiadłabym ci ja
Na śląskowskim płocie:
Przypatrz się, Jasiulku,
Ubogiej sierocie.
JURAND
Ciekawe... Dziwnie lutni nie słychować...
JAGIENKA
Aaa, to jam cichcem struny z lutni wypruła, kiedy Danuśka nie widziała, bom zdzierżyć nie mogła tego brzędolenia. A Danuśka gra jak zawzięta i nawet nie zauważyła, że bez strun zasuwa.
JURAND
Dzięki ci wielkie, Jagienko, bo jużem szału od tego rzępolenia dostawał, a wiedzieć ci trzeba, że jak szału dostaję, podówczas Krzyżaków lać muszę, jeno że w pobliżu ani jednego nie ma, bo po zamkach siedzą i do wojny się szykują.
JAGIENKA
Ano właśnie, Krzyżaków nie ma, a Danuśka całkiem pawimi czubami zasypana. Gdzież to je Zbyszko zdobywa?
JURAND
A tego się jeno domyślać mogę. Nie darmo się ludzie dziwują, że pawie w Łazienkach z gołymi dupami latają.
JAGIENKA
À propos Zbyszka... Coś długo nie wracają z Maćkiem. Już wieczerza się zbliża, a ich nie ma.
JURAND
O wilku mowa, właśnie zajechali na dziedziniec.
(Słychać zbliżające się kroki i otwieranie drzwi)
ZBYSZKO
Witajcie, kochani. Trochę nam się zeszło, aleśmy chyba na wieczerzę zdążyli? Głodnym jako stado wilków.
MAĆKO
(Głosem podniosłym jak u prl-owskich dygnitarzy)
Towarzysze! Wydarzenia ostatnich dni głęboko poruszyły naszą załogę. Domagamy się bezwzględnego wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do winnych - wszelkiego rodzaju wichrzycieli i warchołów prowokujących awantury...
JURAND
A ten co tak jakoś... dziwnie gada?
ZBYSZKO
No... bo... jakby tu powiedzieć... Stryjko wypadek miał i cosik mu się w rozumie poprzestawiało.
JAGIENKA
To straszne! Jaki wypadek?
ZBYSZKO
Ano, ze dwa stajania stąd, koń, nie wytrzymawszy ciężaru, całkiem pod stryjkiem się był załamał i ten ziuuu, zjechał z siodła, i wyrżnął głową w pień, co akurat w tym miejscu jacyś rębacze ostawili.
JURAND
Rozbój w biały dzień! Toż to plaga teraz z tymi kradzieżami drzewa z lasu! Ale jakże to się koń załamał?
ZBYSZKO
Azaliż nie widzicie, jak się stryjko roztył ostatnio?
JAGIENKA
Faktycznie, żarty jest strasznie, że mu nie nadążam jadła pod nos podstawiać.
ZBYSZKO
No właśnie. A koń wprost przeciwnie, od wożenia tej góry tłuszczu wychudł był straszliwie, a że roków mu będzie prawie tyle samo co właścicielowi, to...
JURAND
No, ale żeby tak się całkiem ten koń rozjechał?
ZBYSZKO
Wykroty straszne, to się wałach był załamał. Wiecie, jakie u nas w kraju drogi, o wypadek nietrudno. Dopiero jak na krzyżacką ziemię wjedziem, to naonczas tempa znacznie przyspieszym.
MAĆKO
Wstyd mi za tych z Radomia, a szczególnie za tych pracowników Ursusa. Okazało się, że w naszym społeczeństwie są jeszcze kręgi ludzi, których przedstawiciele nie są gorsi ani lepsi od ciemnej warcholskiej szlachty siedemnastego, osiemnastego wieku!
JAGIENKA
Nic nie rozumiem, co on do nas gada! A i oczy strasznie jakieś mętne, wzrok błędny...
ZBYSZKO
Cóż my teraz poczniem? Jutro mielimy się samoczwart na udeptanej ziemi z Rotgierem potykać. Za tchórzów nas weźmie. A zaraz nam przyjdzie na Grunwald ruszać.
JURAND
Trza coś uradzić. Medyka nie ma co wzywać, bo medycyna jeszcze w powijakach, i pewnie pijawki przystawiać będzie, a one okrutnie wolno krew ciągną. Można by elektrowstrząsy zastosować, ale jest jeden kłopot.
ZBYSZKO
Jakiż to?
JURAND
A taki, że jeszcze prądu nie wynaleziono. A czekać nie ma czasu, gdyż potrwać to może jeszcze trochę.
ZBYSZKO
Cóż zatem czynić? Radźcie, Jurandzie!
JURAND
Jest ci jeden sposób...
ZBYSZKO
Mówcie, uczynię co trzeba!
JURAND
Bierz tedy chabetę, giermków i ruszajcie w ono miejsce, aby
się wałach także samo pod Maćkiem rozjechał, a ten wyrżnąwszy łbem o pieniek, do normalności powrócił.
ZBYSZKO
Tak też i uczynię.
(Słychać oddalające się kroki i trzaśnięcie drzwiami)
MUZYKA: Jakieś średniowieczne brzędolenie
SCENA 2
(Po krótkiej przerwie słychać zbliżające się kroki i
otwieranie drzwi)
JURAND
No i jak? Udało się?
ZBYSZKO
Wszystko poszło dobrze. Wałach się rozkraczył przepisowo,
stryjko też przepisowo łbem o pieniek... Ale czy się udało, to mam niejakie wątpliwości.
MAĆKO
(skanduje)
Bal-ce-rowicz mu-si odejść! Bal-ce-rowicz mu-si odejść!
JURAND
Coś poszło nie tak. Jesteś pewien, że było dokładnie tak
samo?
ZBYSZKO
Nnno, nie. Stryjko się był wyrżnął, ale o jeszcze więksiejszy pieniek, co był obok.
JURAND
Zatem wszystko jasne. Musi być dokładnie jak za pierwszym
razem.
MAĆKO
(wykrzykuje)
Bij w Saracena! Benzyna po pięć!
JURAND
Trzeba eksperyment powtórzyć. Ruszaj, Zbyszko, czasu mało.
MAĆKO
Jureeeek! Mordo ty moja!
(Słychać oddalające się kroki i trzaśnięcie drzwiami)
MUZYKA: Jakieś średniowieczne brzędolenie
SCENA 3
(Po krótkiej przerwie słychać zbliżające się kroki i
otwieranie drzwi)
JURAND
Aliści tem razem żywię nadzieję, że zamysł się udał.
ZBYSZKO
A ino, udał się, zaraz obaczym, czy stryjko do normy
powrócił.
JAGIENKA
Wzrok ma już całkiem trzeźwy, sądząc po tym, jako mi za
dekolt spogląda.
ZBYSZKO
(krzyczy)
Stryjko!
MAĆKO
Mów mi wuju. Ja jestem Roch Kowalski, a to jest pani Kowalska... Rany! Ktoś mi podiwanił szablę! Tatarzyny przeklęte! Ja was na pal ponadziewać każę!
JURAND
No, już całkiem nieźle, ale podregulować by trza było.
ZBYSZKO
Podregulować? A jakimż to sposobem?
JURAND
Kopsnij się, Jagienka, do kuchni i przynieś jakowąś patelnię, ino nie za ciężką.
JAGIENKA
Już się robi!
(z dala dochodzą dźwięki strzelania garami)
JAGIENKA
Dobra będzie?
JURAND
W sam raz. Zbyszko, przytrzymaj no stryja, co by się tak nie
wiercił, gdyż wycelować nie mogę.
(słychać dźwięk uderzenia blachy o coś twardego)
ZBYSZKO
No i masz, zemdlał.
JURAND
Jak się obudzi, będzie zdrów, już ja wiem najlepiej.
ZBYSZKO
Skądeście tacy pewni?
JURAND
Już nie takie rzeczy ja z Krzyżakami wyczyniał, stąd i wprawę mam. A trzeba ci wiedzieć, że naród to podstępny. Pamiętam, jak Zygfryda de Löwe wolnom puścił, to się psubrat, mnie na złość, podstępnie na gałęzi powiesił.
ZBYSZKO
Ależ stryjko wygląda! Cały jakiś taki... Guzowaty!
JURAND
Faktycznie, jakoś mu od tego uzdrawiania łeb dziwnie napuchł.
ZBYSZKO
Żywię obawę, że żaden hełm mu na taki sagan nie wlezie, jakże więc potykać się będziem?
JURAND
W sieni stoi kubeł blaszany, co służebne wodę w nim noszą, wytnij dziury na oczy i będzie w sam raz.
(dodaje niepewnym głosem)
Może nikt nie zauważy?
JAGIENKA
Maćko się budzi!
MAĆKO
Jeeezu, jak mnie głowa boli. Zbyszko! Nie stójże tak! Każ konie kulbaczyć. Czas nam w drogę.
(Zbyszko wychodzi, kroki, trzask drzwi)
JURAND
A dokądże to ruszacie?
MAĆKO
Jak to dokąd? Do Częstochowy. Szweda bić! Bywajcie!
(kroki, drzwi)
JAGIENKA
Chyba jednak z Maćkiem nie całkiem dobrze.
JURAND
Ale w jednym miał rację: Balcerowicz musi odejść!
KONIEC