sam53, 2 grudnia 2025
najpierw mówili nam że ziemia jest płaska z obu stron
a deszcz padał zawsze z tej samej chmury
kiedy zazieleniły się gołoborza
z pierwszym cudem przyszła wiosna
niebieskie niebo stało się wypukłe
spadające gwiazdy sięgały marzeń
któregoś dnia Wielki Wóz pomylił się z Niedźwiedzicą
pod Drzewem Dobrego i Złego
napisaliśmy nową historię
od dziś każda istota jest dla nas ważna
każdy ma swojego boga
pod ich postacią ukrywa się czarna materia
na najbliższe 500 lat podpisaliśmy z nimi umowę
oni nie wtrącają się do nas
my nie ingerujemy w ich świat
obiecali też nowy naród wybrany
i zupełnie nową biblię
reszta zostaje czwartą tajemnicą
czy masz jakieś pytania
sam53, 2 grudnia 2025
w gardle doliny zawsze najwięcej śniegu
wystarczy porządna lawina
i biały puch zmienia się w twardy lód
szczególnie na dnie żlebu
gdzie zmiany temperatur
między nocą a dniem robią swoje
im wyżej tym bardziej łyso
na prawie pionowych ścianach
kamienie oddychają górskim powietrzem
gdy przenoszę wzrok na nawisy
robi mi się gorąco
może dlatego nawet anioły
w zimę zakładają raki
wiatr śpiewa psalmy
sam53, 2 grudnia 2025
dziś rano zajrzała mi w okno
zdziwiona że wstawać nie pora
że liście przemokły - wciąż mokną
kałuże we wszystkich kolorach
szarością maznęła po szybie
z porannym - dzień dobry - sen wpadł
świerszcz zagrał choć nie miał już skrzypiec
piosenkę nuciła dziś mgła
ktoś mówił że mgły nie usłyszę
a ja mógłbym za nią iść w dym
jak w miłość jak w wiosnę jak w ciszę
gdy - kocham - na ustach i Ty
sam53, 2 grudnia 2025
od rana niebo przeciąga się między chmurami
nabiera błękitu fastrygując plamy obłoków
w których cieniu chowa na później światło
by podczas burzy mogło się do woli wyiskrzyć
czasami jasność ginie w przestrzeni tak jak
guziki perseidów które ktoś tylko w sierpniu
przepędza przez upstrzone gwiazdami niebo
czy wiesz że twoje oczy świecą w nocy
chyba nie jesteś kotem
Belamonte/Senograsta, 2 grudnia 2025
- z tomu Listopadowe pasaże, mgło tu już być
gołąb dziobie krwawy strzępek myszy i odlatuje
dzięki Ci Boże za życie i śmierć i wiatr
piękno i ohydne końce i nie plugawione poranki i październiki
przez witalne zwierzęta - święte bestie - których prawem jest bycie wyspą
bycie sobą i niczym więcej
a przecież mądrość życia tworzy chorych, ta mądrość życia zwana
Bogiem lub Ewolucją,
to szaleństwo życia tworzy uciśnionych, słabych, a oni widzą sieci wiążące
a wyspy dryfujące odbiegają jak komety
jak lokalne wszechświaty się gdzieś wiecznie zapadające i mknące
po liniach chaosu
mądry snami
w królestwo duchów i aniołów zapatrzony
wzruszony wiatrem
tańcem drzew na błękicie
nie dla mnie jednak, w moich snach wiecznie obecnym
w łóżku
w którym komunikuję się z kolorem złotym
jego głębią zwierciadlaną, zstępowaniem w liście
i miody i tęczówki
w które przychodzę na spotkania i rozmowy
konsylia anielskie
do swej jaskini gnicia ku światom zapełnionym, napełnionym
przez smartfon przyszłości
a z którego wstanę
silny jak Dracula
nowy jak dziecko
jeśli po drodze-żeby po drodze do łóżka
od momentu gdy zobaczyłem
tańczącego-tańczące drzewa i gołębia
stało się
wypełniło
spółkowanie
kosmosów kosmosu w kosmosie
przyszłe-przeszłe pokładziny ze światem
Belamonte/Senograsta, 1 grudnia 2025
drzewa pochylone nad lustrem wody
poprzez lata zapuszczają korzenie
rosną w siłę z zamkniętymi oczami
pod śniegami śnią
największą ucieczkę
odmarzają słońcem
tworząc podwaliny dla życia
bestii z oczami
do palety malarza dołącza czerwień
błękit i zieleń są daleko
Belamonte/Senograsta, 29 listopada 2025
coś wyrywa się ze mnie na przekór lękowi
więcej wina bliskości rzek w dalekim kraju
przyjaznych dłoni odpoczywających na ramieniu
zaproszeń jak rozpięte żagle
gałęzi dających schronienie wśród towarzyskich owoców
toczyłem rozmowę z muszlą rakiem i antycznym tronem
wiatr podszeptywał mi słowa modlitwy
znalazłem na skraju pola pustą trumnę
skostniałą z zimna niewidomą żonę
przyszedł do mnie katar i stary przyjaciel
w niebie w tej chwili trwa bitwa aniołów
strzępy piór dotknęły mi czoła
ręką anioła
sokół to ptak cnotliwy i szorstki
rzuca się na węże i nie daje zasnąć
szuka winy szuka winy
wiecznie głodne ptaszysko
sam53, 28 listopada 2025
spacer z księżycem nad głową
z drzewami które od lat nigdzie nie chodzą
gdy późna jesień w srebrnym połysku szadzi
w pajęczynach zwieszonych mrozem na jałowcach
z trzeszczącym mchem pod butami
z myślą przy tobie
której pozwalam dojrzeć do ciemności
do sterylnej ciszy przekłamanej trzaskiem suchej gałęzi
z marzeniami splecionymi bezbożnie w nasze tet-a tet
gdy poddajemy się sobie bezwolnie
wpisani w ten sam wers wiersza
powiedz mi jeszcze
dobranoc dobranoc dobranoc
i niech wiatr rozwiewa twoje włosy
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.