Arsis, 3 lipca 2025
Noc. Ta noc obskurna. Noc, w której ja… W pokoju. W tym właśnie pokoju,
w płomieniach świec ustawionych na stole, na krzesłach, na podłodze.
W tych drżących blaskach wielokrotnych spojrzeń skrzydlate cienie wokół.
I wszędzie…
Cisza szumiąca w uszach. Piskliwa cisza i szmer jakiś daleki,
jakby ukrytego strumienia płynącej w żyłach krwi.
Na stole. Na blacie stołu. Na stole zastawionym świecami.
Krople wosku spływają powoli.
Nawarstwiają się w zaschnięte strupy.
Na stole, na krzesłach. Na dłoniach… Muskam palcami ściany.
Opukuję je lekko.
Tępe odgłosy mieszają się z rezonującą pustką między cegłami. A za nimi. Za białym tynkiem.
Nie. To nie tak.
W migoczącym półcieniu, między fotelem a zasłoną.
Tutaj. Tu w kącie.
W samym złączeniu ścian. W rogu…
Idę. Spójrz, jak idę! A idę wolno, stawiając kroki,
jakby w wielkiej zadumie. W wielkiej hipnozie zagubionego czasu.
Świeca... Jej płomień migocze, jakby z większą werwą.
Coś go omiotło, bądź omiata tchnieniem przeszłości.
Po mnie. Po mnie idącym. Przechodzącym obok.
Podążającym. I rozsuwającym na boki sześciany powietrza.
Ramionami. Ramionami rozwartymi szeroko, jakby na powitanie…
I jej płomień…
Jej płomień kołacze się, próbując się wyrwać, odłączyć od reszty pełnej martwego życia.
Przede mną kąt.
Sam
róg
pokoju.
Płomienie kładą się i prostują
w milczeniu niczym trawy w nagłym powiewie.
Dotykam dłońmi ściany.
Jednej, drugiej,
unosząc wysoko głowę.
I moje spojrzenie
ulatuje w przestwór.
W sam punkt całkowitego skupienia.
Nade mną. Tam wysoko.
Sufit zbiega się ze ścianami w maleńką osobliwość.
Chciałbym jej dotknąć, lecz nie mogę dosięgnąć,
mimo że ręce wyciągają się ku niej, wyciągają tak bardzo…
Wiesz…
Nie.
Nic nie wiesz
W całkowitym uspokojeniu... Dosięgam językiem tego rowka w złączeniu ścian. Całuję i liżę. Namiętnie.
W tej chłodnej strukturze cementu
wyraźnie czuć napięte ciało
od powierzchniowego czuwania.
Ciało wchodzące w unisono od wspólnego oddechu.
Jakby mnie tak mógł teraz
ktoś zobaczyć nagiego,
podczas osobliwego tańca
bez grama pruderii w tej ciszy.
I bez naruszania żywota płonących istnień.
Spójrz. No,
popatrz
na mnie!
Nie odwracaj tej obojętnej bieli martwych od dawna oczu, choć widzących wciąż we śnie.
Tego zimnego
spojrzenia
marmurowego posągu.
Tu jest wyjście z tego bunkra ziemskiej egzystencji.
Jak go znalazłem? Och, pytanie.
Nie wiem. Ale wiem, że
na szczęście jest już daleko za mną.
Masz. Czytaj.
Zostawiam za sobą przerwane w pół słowa rozsypane myśli.
Wiatr kartkuje je strona po stronie. Przebiega po nich niewidzialnym wzrokiem.
Ja jestem już pomiędzy.
W nocy. W ciszy
utkanej z westchnień.
Podczas gdy za oknem
księżyc wywija się gwiazdą
z drzewa topoli. Ze smukłej strzelistości nieba.
Ale już beze mnie.
Ponieważ w tej właśnie chwili,
w tym momencie,
w tej ekstazie przepływam
między cegłami jaskrawym potokiem archaicznego blasku.
Albowiem pomiędzy nimi historyczna przestrzeń, dawna dziura po pocisku.
Dalej. Dalej!
Póki jest jeszcze możliwość przejścia. Stąd -- dotąd. Albo donikąd… Póki jeszcze można...
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-07-03)
***
https://www.youtube.com/watch?v=-qyNKFVYTlI
Belamonte/Senograsta, 2 lipca 2025
ona pamięta jego z czasów młodości. on ją.
on pamięta uczucie zakochania i ona.
trzymają się tego wiernie.
podają sobie szklankę wody.
spletli się subliminalnie. dwoje bluszczu
okrywającego mur obozu. kosmosu. drzew.
a w historii ich miłości historie wszystkich
walk bogów z ciemnościami. koło ratunkowe.
wzrok duchowy. najstarszy zakon.
i ja pamiętam jakieś sny. uczucia. nadzieje.
miałem muzy. ale nie jestem wierny.
jeszcze nie znalazłem koła ratunkowego
wierności. ale zbliżam się. nie jest to tak
wyłączne.
ciągle coś się zmienia :-) jest dzieciństwo. jest
matka zwierząt. są zwierzęta przyjazne
ale mnie nie ma.
chociaż towarzysz podróży się pojawił.
chociaż zjeżdżam sankami z górki.
chociaż piękna jest ta muza.
chociaż jesteś piękna.
to chyba tylko morze - grób rzek, i góry -
ich kolebka. tylko im wierny.
Ale przecież ona to ty. To Belamonte...
To chyba znalazłeś siebie rzeko. Swoją
górę i swoje morze. Ale w międzyczasie
narodził się jakiś Senograsta.
Ale Belamonte to kawał ciebie.
Belamonte to twoja muza odnaleziona.
To materializacja twojej animy.
ajw, 2 lipca 2025
nie wszystko da się naprawić
czasem trzeba pozwolić
by się rozsypało
ten dzień nie musi być piękny
wystarczy że oddycha
jutro niech przyjdzie samo
- bez planu
bez muszę
dziś jestem tylko ja
i to co prawdziwe
nawet jeśli boli
mogę położyć dłoń
na swoim ramieniu
i po prostu być
cichsza
łagodniejsza
niedokończona
Belamonte/Senograsta, 1 lipca 2025
ogród rośnie dziko bez nas
ktoś zadbał, jaki piękny
czuć rękę ogrodnika
roże modelki, skoszone trawy, kamienie w rządek
miłość objawiła swoją dłoń
na dzikiej bestii
zostałeś zaproszony do pielęgnowania ogrodu
ale on rośnie bez tego w rozpady
zatracenia i zbawienia ma własne
ale boscy rodzice i kochankowie albo już nie
zapraszają
kim będziesz dla ogrodu
chwastem, wodą, dłonią kochającego
czy wyzwolicielem, podróżnym pyłkiem, Hunem Attylą
Aleksandrem Wielkim
Miara, Norma, Paola
Możesz być wężem który wyzwoli
Zbawicielem, ktory zburzy i da szaleństwo wzrostu
buntownikiem, legendą drzew i kleszczy
powracającym
kotem chowańcem
trochę nieobecnym
albo nowym Królem Ogrodu
albo już w nim jesteś, jesteście
zaproszenie do ogrodu otrzymałem
Byleś nie przyniósł wrogiej życiu chemii
Wszystko inne wzmocni ogród
twoje zwłoki
twoja miłość
byle mądra
Wężu
Jeleniu
Zdrajco
Dionizosie
Jezusie
Quetzalcoatlu
Dumuzzi
Ścierwo
Wężu
Delikatna jaszczurko
Bądź delikatną jaszczurką
ajw, 30 czerwca 2025
nie pytam gdzie jestem
nagie stopy same odczytują ziemię
kiedy biegnę brzegiem
by wpaść w lazurową ciszę
woda mnie zna
jej dotyk jest chłodny i ciepły zarazem
ryby przepływają przed oczami jak myśli
tylko ja i oddech przez rurkę
kołyszące falowanie
jakby morze pamiętało
że nadal chcę być dzieckiem
czas nie istnieje
są tylko odcienie niebieskiego
które uczą modlitwy
bez słów
sam53, 28 czerwca 2025
o wschodzie powietrze drży nad horyzontem
fioletowe chmury odchodzą jak fale po grząskiej plaży
nigdy niewyśniony sen w którym trzymam ciebie w objęciach
albo strach na wróble pilnujący dojrzewającej czereśni
zapowiadany deszcz dawno rozpłynął się w zapachu lata
we wspomnieniach ostatniej burzy twoich niecierpliwych włosów
przewiązanych wstążką z wetkniętą weń lilią
z której jeszcze wieczorem można sczesać
nutę ambra berberysu czy imbiru
poranne powietrze wiruje nad zatoką
zapamiętany uśmiech zostawiasz na ustach
z przyjemnością zaciągam się nim jak papierosem
jesteś moja bez terminu ważności
Istar, 28 czerwca 2025
myślałam że zrobię to z wierszy
skrawków oddania
z miłością przeplecioną drogą
już nigdy nie zaprowadzi do mnie
z każdym drobiazgiem dźwiganym w podróżnej torbie
w bajkach żebym mogła zasnąć
noc nie istniała chociaż było ich tak wiele
nie piszę już wierszy ten nim nie jest
po prostu jest mi niedobrze że odszedł
nie stałam nad twoim grobem, nie wiem jaką wybrali ci trumnę,
w ogóle nie wiedziałam
kim jestem taka nieważna dziecko
które nie żyło nawet chwili wtedy płakaliśmy oboje
chociaż to ja stałam się grobem
nie dam ci satysfakcji skreślenia wersów, które tu nie pasują
mają dźwięk chociaż już ci ich nie powtórzą
Yaro, 27 czerwca 2025
szukałam
odbicia twoich oczu
w błękicie
rozlanym między wzgórzami
w zielonym pejzażu
przetykanym czerwienią
wypatrywałam
śladów stóp
niecierpliwy potok
mruczał własną melodię
nurt porywał myśli
krzykliwy orlik
zagłuszył słowa
bieszczadzkie anioły
wywiodły na manowce
Yaro, 26 czerwca 2025
lata młodości cudne chwile
przegnał wiatr co wiał
muzyka ciągle w duszy gra
siwa skroń, siwy włos
obroną wspomnień stos
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.