7 kwietnia 2013
7 kwietnia 2013, niedziela ( maligne )
Sól, jedyny kamień, jaki spożywamy.
Napisy na moim ciele, w obcych językach. Wszystkie te kamienie. Z oczu.
Mam tylko jedno głupie życie do stracenia, bez żalu.
Teraz jest nic: ciemne, bez słowa.
Moja skóra pachnie rajem pierwszych rodziców. W malignie.
- Żryj soję - mówi ona. To zdrowe.
- Odgonisz śmierć od twojego serca, a twoje stopy będą poruszać sie po torach, jak koła nocnego pociągu.
- Zmienimy rozkład dla ciebie. Poprowadzimy pewną ręką motorniczego.
- Zabierzemy twoje sny.
- Damy ci clonazepam.
- Wysterylizujemy cię.
- Wydymamy cię.
- Zakopiemy cię, na 11 piętrze Hotelu Mariott. Ciebie i twojego psa suko. Całe ruskie złoto, jakie masz na sobie. Głosy i kroki na piętrze. Cudze, nie moje. Życie, na którym mi nie zależy. On. Sny. Wszystkie światła, którymi błyskasz o jedenastej w nocy. Krew z twoich ran.
Święty Franciszek, święty Alojzy.
Święty każdy.
Rany od postrzału. Rany od wybuchu.
Krótkie zdania tetyczne.