9 października 2012
„Werbalna płochość”
Dla Ciebie – za to, że zwróciłeś mi moją wolność stając się „niebyłym”…
dziś mam już tą absolutną pewność że
czasem są twardsze niźli granit
te zwiewne rwące słowa
palcem na wietrze wypisane
czasem ostrzejsze także są
niźli sztyletu zimne ostrze
te ulotnie słodkie drobne niuanse
czule i miękko wprost w twoją małżowinę
bezgłośnie wyszeptane
dlatego też i dziś nie marnujmy
już więcej czasu niepotrzebnie
na bezsensownie puste
jałowe czcze gadanie
i bez słów całkiem
zupełnie pozawerbalnie
wykrzycz mi proszę tu i teraz
te wszystkie kłamstwa i zdrady wielokrotne
i ile razy sprzedawałeś mnie od wewnątrz
kawałek po kawałku
tak proszę właśnie – tu i teraz
zupełnie szczerze aż do krwi
tak abym i ja mogła w końcu
wygarnąć wszystkie swe spiętrzone żale
tak samo całkiem niewerbalnie
uciec w dal gdzieś hen
aż za horyzont się skryć
móc już zostawić w tyle
daleko gdzieś za sobą
ten gorzko-obcy smak
twych ust nad ranem
i ten ostatni jeden raz
pożegnać się
w pamięci zetrzeć obraz Twój na proch
co go spod półprzymkniętych powiek
zdmuchnąć raz ostatni już chcę na zapomnienie
niczym radioaktywny pył
zepchnąć w niepamięć aż po sam kres
w nieskończoności nieprzebyty mrok
tak oto właśnie dziś
zupełnie poza werbalnie
po Tobie został we mnie już tylko
ten głuchy serca ton przebrzmiały
wątły dysonans między „Kochać” a „Być”
zwykły pustostan gdzie już więcej nic
poza tą gnijącą stertą
spróchniałych emocji
i paru przeżartych korozją
błahych drgnień - tylko te kilka papieru strzępków
nikomu niepotrzebnych już
co się je zapomniało rzucić w kosz
upchnięte w kieszeń gdzieś głęboko…
odwieczna prawda to iż
co ma początek
i kres musi mieć – iskra zapala się i gaśnie wnet
a do wieczności dotrwa jedynie
mej werbalnej płochości
migotliwy drgający cień
Anna Gajda „Lilith”
09 października 2012r.
Sosnowiec – dobijając do kresu by móc zacząć coś od nowa…