15 listopada 2020
Korporacyjne hetery XXI wieku: czyli jak „Być kobietą” na miarę swej epoki.
Nie sposób wymienić całego bezliku znaczeń, kryjącego się za tym jakże niepozornym i wątłym słowem „kobieta”. Na przestrzeni wieków zmieniały się jak w kalejdoskopie kanony postaci kobiecej oraz jej roli i pozycji, jaką miała ona pełnić zarówno w społeczeństwie, jak i w literaturze, gdzie rytm tychże zmian wybijały kolejne epoki i ich wizje kobiecości.
Postaci kobiety i jej rola ulegają niejako ciągłej metamorfozie, zatracając się w kontinuum nieustannego przeobrażenia, co rusz to przyoblekając kobiecą kibić w inną szatę, której „fason” zależny jest od realiów z jakich została uszyta. Ogrom tychże zmian prowadzi do konkluzji, że kobieta zmienia się wraz ze światem, jakoby podlegając procesowi symultanicznej ewolucji nieprzerwanie aż po dzień dzisiejszy, lecz może prześledźmy ten proces kolejno pokrótce.
Sięgając wstecz niemal do początków naszej cywilizacji, natrafiamy z jednej strony na pogański matriarchat, w którym płeć piękna odgrywa rolę absolutnie dominującą, co zresztą rodzi we mnie pewien sentyment do pogan muszę przyznać. Dodam, iż z tego okresu wywodzi się przede wszystkim topos kobiety – matki. Z drugiej znów natrafiamy na twory kultury antycznej, takie jak greckie hetery. Ich wykształcenie, siłę, charakter, ale też i liberalne obyczaje opiewano wpierw w poezji aleksandryjskiej, a potem także i w poezji tzw. neoteryków, czego przykładem może być chociażby słynna ze swej rozwiązłości Lesbia Catullusa.
Wraz z religią chrześcijańską nastały dla kobiety „wieki ciemne”, które jednakże trwały o wiele dłużej niż całe Średniowiecze, tonąc dalej w mrokach surowości epoki wiktoriańskiej ze swymi iście purytańskimi obyczajami, w której kobieta spętana była równie ciasno więzami pruderyjnej „nad – moralności”.
Chrześcijanizm ponadto dokonał wywrotu, który odesłał matriarchat w cień zapomnienia na wiele stuleci, zastępując go ogólno przyjętym patriarchatem, szczególnie silnym wówczas u zarania. Jakkolwiek obrazoburczy wyda się mój pogląd dodam, iż w mym mniemaniu trudno zaprzeczyć, iż biblijny motyw Ewy klękającej przed Adamem, by tym gestem podkreślić jej akt niejako poddaństwa i ślubu posłuszeństwa swemu „Panu”, cały aż krzyczy szowinistyczną próbą degradacji kobiety do roli służebnicy – istoty gorszej kategorii, tj. pełniącej funkcję niewolnicy i służebną wobec męskiego gatunku nadrzędnego.
Romantyzm z kolei przyniósł ze sobą wyidealizowaną ikonę swej jakże wzniosłej i uduchowionej Damy Serca, do której równie wzniośle wzdychali po nocach romantyczni poeci, schnąc z żalu niespełnionej miłości. Ale również ikonę romantycznej heroiny, bohatersko ginącej za Ojczyznę, która zresztą wówczas również była uosabiana z kobietą często. Któż z nas nie zna postaci takich jak Joanna D’arc czy naszej rodzimej jej wersji – Emilii Plater?
Lecz oto nadszedł wiek XIX i wzniecił pożar gwałtownych zmian, a ruch emancypacyjny dolewał suto benzyny do ognia, by ów mógł strawić wszystkie ciasne fiszbiny gorsetów, niewolących kobiecą kibić, ale primo – krępujących mentalność i socjologiczną percepcję płci pięknej.
Jednakże dopiero wraz z nadejściem rewolucji seksualnej w XX wieku, pożar ten osiągnął swe apogeum i absolutnie wszystko co tyczy się kobiety uległo skrajnym przemianom. Diametralnie zmienił się nawet ideał kobiecego piękna, gdy w latach czterdziestych top modelka Twiggy rozpoczęła modę na wręcz anorektyczną chudość, która nawet dziś pozostaje gorącym trendem mimo starań o jej detronizację na rzecz piękna kobiecych krągłości. Moda ta ponadto rozpętała też pandemię anoreksji, bulimii i innych rodzajów zaburzeń odżywiania oraz katorżniczych metod odchudzania, czyniąc kobietę niewolnicą diet i liczenia kalorii w opętanej pogoni za niedoścignionym ideałem wypaczonej estetyki kobiecego ciała.
I tak oto dobrnęliśmy do czasów współczesnych - do kobiety XXI wieku. A są to czasy, gdy to „być kobietą” staje się niezwykle trudne, rozmywając się w licznych, ulotnych niuansach, zatraca swe twardo wytyczone granice i gubi w splątanych meandrach tej naszej rzeczywistości. Obecnie „być” kobietą” jest ciężko, gdy z jednej strony wszystko odarte ze swej płciowości ulega sile presji bycia uni-sex, a z drugiej strony bombarduje nas filozofia gender, zacierając wszelkie biologiczne granice między tym co jest, a co kobietą nie jest.
Filozofia ta wydaje mi się powoduje nieco, że kobieta zatraca swą tożsamość – możliwe, że tożsamość płci – która dawała jej dawniej stabilny i pewny punkt zaczepienia, bez którego dziś gubi się w tej globalnej wiosce bez granic. Gubi się wśród metro-seksualnych hermafrodytów, których zewnętrzna aparycja budzi jedynie skrajną dezorientację, co do ich domniemanej płciowości, a której próby określenia nazbyt często okazują się kompletnie chybione. Czy łatwo bowiem kobiecie określić swą kobiecość w świecie kobiet o naturze i aparycji bardziej męskiej, niż nie jeden tzw. „macho” oraz wymuskanych mężczyzn, którzy swą kobiecością, zawstydzić mogą śmiało niejedną kobietę, aspirującej do miana tej „prawdziwej”?
Reasumując, wyłaniam nam się postać współczesnej kobiety – anorektycznej, kościstej wyemancypowanej Siłaczki, która nie różni się zbyt wiele od mężczyzn, poza szpilkami i szkarłatem szminki na ustach, którym zresztą ponoć znaczy swój teren, jak słyszałam.
Współczesna kobieta, ciut jak ta antyczna hetera, to kobieta wykształcona, silna i wyzwolona. O liberalnych obyczajach, nie wstydząca się swojej seksualności. To również tytan pracy, pochłonięta pracoholizmem karierowiczka, która na równi z płcią brzydką startuje w wyścigu szczurów, o złoty laur i lukratywny kontrakt w jednej z międzynarodowych korporacji. Tak notabene, przy okazji również i te parę zer więcej na rachunku bankowym co miesiąc niż symboliczna jałmużna, na jaką mogłaby liczyć ta kolokwialna kura domowa, zdana na „gest” swego ślubnego. Ale wróćmy do meritum.
Zamiast słodkich, powabnych i bezbronnych Sabinek, które by można uprowadzać, świat podbijają korporacyjne hetery, ambitne bizneswoman, rekiny finansjery, w których nie ma już nawet krztyny owej kobiecej nieporadności. A rolę kobiety – matki, dawnej matrony i piastunki przejęły dynamiczne, w pełni dyspozycyjne kobiety pracy, na co dzień drapieżne karierowiczki, które już tylko po godzinach, na pół etatu, wzniecają w sobie instynkt macierzyński i czułą kobiecą dłonią podsycają ciepło domowego ogniska – jak przed wiekami czynić to miały w zwyczaju protoplastki kobiecego rodu.
Na zakończenie można by dodać, iż obecnie kobiecość pod wpływem szeregu różnych czynników uległa skrajnemu skomplikowaniu, gubiąc się w zawiłych meandrach płciowej nieokreśloności, zatracając swą kobiecą integralność w plątaninie niemal nieuchwytnych niuansów współczesności, co w skrócie wyraża myśl, którą przytoczę tu raz jeszcze: albowiem we współczesnym świecie, kobietą ciężko być…
By Anna Lilith Gajda © All Rights Reserved