18 maja 2010
Moment grzechu
Nie chcę, nie chcę.
Gdy z potworem wciąż się gorem,
i ugorem na podłogę chlustam z całą siłą.
Wstać nie mogę.
Ziemią jestem zakopany.
Ojcze !
Wtedy mą Nadzieję wołam co przyjść może z wysoka-
o głupim ja że tylko wtedy gdy krew mi z ciała wyłazi.
Gdy z pazurów bród się dostaje, gdy gały wychodzą,
gdy mięśnie z trupów wyłażą szczurom na pożarcie,
i krew zalewa zcisłą watrobę z uwielbieniem.
Ojcze !
Odkop- wołam z rozpaczą. Nadzieją mi przywal z odwagą
nie ziemą krwistą, zastygłą z Edenu-
pierwotnością grzechu mego. Nie.
Przełam we mnie ten mur okropny. Wołam z rozpaczą.
Odkopie z miłości do mnie, choć krwawy przeze mnie.
Ojcze !
Jednak niechętnie odwracam się,
i on szaleje gnuśnie, rwąc ze złości niemożliwej,
niewyobrażalnej, co może zgnieść samego siebie
z tak wielką nienawiścią kipi jego serce, lecz nie całkiem takie czarne,
brudne i złe, jakby on sam tak bardzo, bardzo okrutnie chciał.
Tak wrzeszczy, że uszy me wybuchły uderzając o siebie.
Ojcze !
Jednak on dalej nie daje za wygraną już od zakazanego owocu nieustannie,
ku mojemu nieszczęściu, aby wystraszyć mą duszę- on dla tego wszystko zrobi.
Miota się okrutnie, chce żeby go tak przedstawiać, chce przeciwnością Bożą być,
ale smuci, że także dobro w nim jest sądzę także, bo przez Najwyższego został stworzony.
Miliony nie są same. Mocą Bożą zostaną wsparte oddziały jego- miłością, nadzieją, dobrocią.
Z największą ochotą oddaje duszę Bogu- Jemu powierzam stery mego statku.
Ojcze !
Co na upiorną przystań statków miliardy czuwa.
Nie zatoną, gdy z Krzyżem trzyma piorun ostatni.
Bo głaz spadł w dolinę pełną kamieni lepkich od winy, by w końcu zbudować Golgotę.
Mogę iść oczyszczony, żeby nie zatonąć- łódż zatkana.
Ogrodnik zasadził we mnie dzewo nowe, co tamte pożarł grzechu ogień.
Na nowo budzi we mnie nowe pączki życia, ale węgle pozostaną na zawsze- NIE ZNIKNĄ
Marcin Luraniec