12 maja 2010
Trawa
Zanurzam się w tobie trawo zielona,
wonna, wilgotna od rosy.
Zagarniam twe świerszcze i źdźbła w ramiona,
i słońcem nagrzane kłosy.
Zagłębiam się w tobie szumna gęstwino.
Zbłąkany w koniczyn bieli
przeczekam, aż puste godziny miną,
zginą w zielonej topieli.
Uciekam w twą zwiewność, w rozkołysanie,
chowam się przed tym, co boli.
Co złego się stało i nie odstanie,
zagubię pośród kąkoli.
Z dala wołają na wielką wyprawę
w odległe, bogate strony.
I tak nie usłyszę – zapadły w trawę,
chabrowy i zagęstwiony.