27 lutego 2011
listopad
zimny kolor ścian
powiewa uprzejmym chłodem
blady puch przyprószył
twój niemy świat
w słowa nigdy nie ubierałeś uczuć
żyłeś jednak tak
bym czuła się ważna
nie śmiałam ranić twojej dobroci
bezradnie skostniały
czekasz na ciepło
jak ja tęsknię do chwili
gdy zakup niebieskich taczek
wywołał radość dziecka
wykrzyczałbyś pewnie
wszystkie przemilczane słowa
gdyby tylko usta przypomniały
jak zegrać się z głosem
kawałek drzewa stał się podporą
jak przyjaciel z którym
dzielisz ból równowagi
zbliżył do natury
moc drżącego cierpienia
zmieszana z cichą pokorą
uczyła zmieniać pampersy wstydu
egoizm klęknął przed agape
spod raz po raz zamykanych powiek
wypłynęła łza
tak samo cicha jak ty
męstwo spoczęło w dłoniach kobiety
* mojemu tacie