Marek Gajowniczek, 29 stycznia 2024
Świat żyje wojnami.
Nie myśli, co z nami
się stanie na kontynencie?
Unia niszczy nas zawzięcie,
a Rosja poważnie grozi.
Lawiny. Okres powodzi
wiosennych szybko się zbliża.
.
Rząd rozsądkowi ubliża,
a sprawiedliwość prawom.
Co będzie? Ludzka ciekawość
pozbawiona informacji,
dość już ma wszelkich atrakcji
i o prawdę woła!
Wieś prosi chochoła
na swoje blokady.
Ukraina szuka zwady,
a wychodzi z butów słoma.
.
Nikt nikogo nie przekona,
że to nie jest rewolucja
lub okres kolejnych krucjat,
lecz zwyczajna kolej losu...
na stary lewacki sposób,
a jeden pruski Kaszeba
robi z nami to, co trzeba...
Marek Gajowniczek, 29 stycznia 2024
Trwa szukanie zbędnych plików -
błędów, afer i uników
powtarzanych po Smoleńsku.
Nie potrafił nikt po męsku
i jednoznacznie - po polsku,
tylko raczej po żydowsku
tłumaczono błąd gawiedzi.
Dostrzegali w tym sąsiedzi
politycznych elit chłam
i stanęli przeciw nam,
nie wysilając się wcale.
W rozwarstwieniu i podziale
łatwo można przebrać miarę
wykluczając to, co stare
i najbardziej pamiętliwe,
a w narodzie wiecznie żywe
jest uwielbienie wolności.
Kult Jednostki ludzi złości
i żaden przebłysk geniusza
do niczego ich nie zmusza,
bo zrobią, co będą chcieli,
choćby długo czekać mieli -
niewątpliwie przyjdzie czas,
że my ich, nie oni nas
ubierzemy w gwiazdek osiem
nucąc pieśń o zmiennym losie.
Trepifajksel, 29 stycznia 2024
Dwanaście lat to odpowiedni wiek
by nienawidzić. Patrzy
ponurym wzrokiem, próba sił
jak w pokerze: blef, wprowadzić
hak do gry.
Wyciąga z kieszeni jedyną rzecz,
której jest pewny. Piekło-niebo-abraham,
twoja dusza pójdzie tam, piekło czy niebo - pyta
niebo - odpowiadam,
- a gówno. Drobna przewaga chwili
stawia nas na równi
pochyłej.
Patrzyłem jak go prowadzą w znane
jedynie paragrafom. Gram
ze sobą. Dwa zero dla piekła.
Nieba nie było.
sam53, 28 stycznia 2024
lubię zachodzące wierszem słońce
grę świateł w chmurach
wyrastający znad horyzontu bliski zmierzch
szary piasek czuły na wilgoć z powietrza
krople rosy spływające po liściach trawy
lubię gdy wróżysz z ręki
przepowiadając sny z miłością
a może tylko deszcz choć słońce zachodzi na pogodę
to nic że w każdym lustrze zmarszczki takie gładkie
my w każdym śnie zaczynamy się kochać
od pierwszej strofy
jak w życiu
Marek Gajowniczek, 28 stycznia 2024
Wszystko jest grą wojenną.
Prawdziwa wojna zgasła.
Obstawiać możesz w ciemno,
jeżeli nie znasz hasła.
.
Na nic przewaga w sprzętach
i mentalne matryce,
kiedy już prezydenta
wybiorą w Ameryce.
.
Wtedy poznasz wyniki
i wówczs się okaże,
kto wypadł z polityki
na karuzeli zdarzeń.
.
A przez ten czas niewiedzy
i upadłych umysłów
testują ruscy szpiedzy
swą paletę pomysłów.
.
Fikcją staje się prawo.
Na sprzeciw czas ucieka.
Wirtualną zabawą
gra ma nam zabić ćwieka.
.
Żyć możesz mieć wciąż kilka
dostępnych na zapasie,
a zdecyduje chwilka,
czy przeżyć ci się da się?
.
Pozostanie aura
i cień, gdzie była karma,
chaos, dezynwoltura
baterii armat ArmA.
sam53, 27 stycznia 2024
pierwsze było światło
iskra na rozbudzonym niebie
później płomień słowo i wiersz
wczoraj śmierć zgasiła ostatnią świecę
Bóg jeszcze chodzi po kolędzie
Adam Pietras (Barry Kant), 27 stycznia 2024
Nóż słowa
Z mahoniową
Oprawą.
Mleczyk duszy.
Z lenistwa jem
Te kluseczki
Codzień umieram.
Dlaczego światło milczy
Wobec moich wolt
Filozoficznych.
Adam Pietras (Barry Kant), 27 stycznia 2024
Langeweile - Mixtape - Requiem dla światła w naszych oczach
***
SANATORIUM
I
Ukryłaś się w chacie na klifach gdzie zawodzą rybitwy. Pod sinym niebem twoje dłonie
Przyzwyczaiły się zbierać chrust.
Gdy całą noc pada deszcz -
Śpisz zwinięta jak płód
I owijasz się płótnem.
Czy czujesz radość? Opuściły cię głosy
Wołające przez przedmieścia.
II
Nie potrafiłaś nasycić się tym światem
Z którym tak bardzo chciałaś walczyć
Uniesiona falą bezsensownego natchnienia
Jakie niegdyś zesłała ci histeria.
Walka o duszę toczyła się gdzieś w podświadomości.
Ty tylko rejestrowałaś obrazy.
Słońce nad afrykańską dzielnicą na rubieżach Europy
I marmurowa zieleń wierzb między budynkami.
III
Czasem jednak
Wizja drwiła sama z siebie.
Gubiłaś czystość. Zbyt wiele
Eksperymentów. Wizja
Stawała się nieudolna;
Bolesna. Pozostawiała po sobie
Pustkę. Trupiość nie jest odpowiednim słowem. Wizja
Z pogranicza. Poszukiwałaś wytchnienia, jednak
Doznawałaś objawień.
IV
Teraz kształtujesz w sobie dyscyplinę, podczas pobytu w tym dzikim
Sanatorium. Czasem wszystko wokół na sekundę staje się mgłą,
Mirażem, dymem - poprzez który, jak ci się wydaje, dotyka cię milcząca głębia na poły matczyna;
Na poły obca.
Jej pytanie jest złośliwe. Jego rozumienie odsuwa się z każdą chwilą,
Lecz nie w tym rzecz. Ono mówi do ciebie:
To wszystko zabawa.
***
Dobrze jest w styczniu napić się.
Wtedy z horyzontu powracają plamy
A sklepy stają się miejscem ciepłym
I kobiety z natury melancholijne
Wychodzą na spacer.
I tylko się patrzy na ściany
I oddycha w zwyczajnym swym położeniu
Nie szemrze po kątach
Przysposabia do chwytu.
***
Myśli niby te same
Które niegdyś
Napinały euforyczne kielichy
Identycznie jak uśmechy
Poniekąd zimną nicią z mroku
Zwanego hormon i algorytm
Dawne folie lśniące w pijanych promieniach
A w swym przesileniu -
Lęk psychotyczny
***
Szum to istnienie idealnie obojętne
Ta kobieta którą mijam na schodach
Jasny róż jej policzków i jej japońskie grafiki
***
Pragnąłem uzmysłowić wszystkim sens przesiadywania na Antresolach.
Zależało mi na Architekturze.
Dokąd poprowadzą mnie dalsze kaprysy?
Czuję się jakbym pisał testament.
Ta nieokreśloność. Granitowa skała do której przylega dworzec kolejowy.
Suche nocne powietrze
żółte światło lampy
spontaniczne nieczęste kroki
i białe litery na twardym podnóżku masywnego, lejącego się kształtu, świadomie przełamane
Wysmukłe kolumny z czarnego metalu o niejednorodnej teksturze
Wysokie i cienkie zwieńczone kuliście
A może jak tabliczki soli? Zobacz, to blade światło to rachityczne arkusze o strukturze krystalicznej.
Jest chłodno.
Powstają z niego parawany.
Pociąg lini Deja-Vu o niepokojącej trasie, gdy przywraca prawo mojej tęsknocie.
To prawda, że nie pochodzę stąd, lecz nigdy jeszcze nie radowałem się tak bardzo ze swej samotności.
Dźwięk, który nasunął skojarzenie z brzdękiem klucza
choć żadną miarą nim nie był.
A więc to wszystku musiało się stać! Ale nie wiem, jak przywyknę do morskich traw...
Być może jutro jeszcze kogoś spytam czy rozumie moją mowę, ale później już nie będę na pewno o to dbać.
Niebo pragnie oceanów. Miłość ukaże się w gwiazdach.
***
Pozostał w mojej pamięci jako stojący w silnym świetle południowego słońca, patrzący na wszystkie te uschnięte kwiaty, ktorych rozkwit zadawał mi w swoim czasie tak wiele fascynującego bólu. Kwiaty rozrzucone na pustkowiu, na spękanej ziemi której szczeliny sięgają głęboko, do jakiejś nieuświadamianej na codzień otchłani lęku. Chciałabym ujrzeć na tej ziemi jego wspaniałe maszyny, jak zmieniają mój świat z chłodną, zdeterminowaną, matematyczną precyzją. Jak rozplatają dzikie pnącza moich neuroz. Łagodnie lecz zdecydowanie, niczym boski chirurg, który nie musi niczego niszczyć, by móc tworzyć. Tak wiele bowiem zaznałam mocy zniszczenia, że mogłabym na swym ciele nosić tatuaż z imieniem "Anihilacja" jako znak tej siły, która bez reszty mnie posiadła. (Zgodzę się jednak na śmierć, ale tylko wtedy, gdy będę pewna, że do mych nozdrzy ani przez chwilę nie dobiegnie woń zgnilizny. Tak oto modlę się o czystość własnej psyche, która przepoczwarzy sie jeszcze nieskończenie wiele razy.)
***
Spokój.
Relikwia.
Obraz o wiele
Zbyt prosty.
Byty skojarzone,
Rozprężone.
W jednej linijce
Zawierają się całe.
A później to
Nieważne.
Wyjątki
Można sobie podpisać.
***
To, co się myśli
Gdy robi się zakupy
Jest starodawne.
Ja, partner. Jeszcze się nic
Nie wie.
Jeszcze się myje garnki.
Konkret odczuwany
Każdego dnia;
Konkretny
Mogę powiedzieć -
Skład chemiczny.
Ale to nic.
***
cynober małej kuchni i woda w lśniącym szkle
lekko jest pod atomowym słońcem
figura przetoczy się wydając dźwięk
światło będzie bawić cynobrowe włosy
***
Skoro oszalałaś już
Tym cudownym aktem
Umuzycznionej Ananke
Studiuj nad ideą dadaistów
I nad umieraniem dążącym
Do niespotykanej estetyki
(Aż chłód zapanuje w mieście jutra)
Zapragnij zrozumieć grającego na cytrze
Tę halucynację kwietniowego wiatru
***
Dusza rozsmakowała się niegdyś w anielskim narkotyku
Nareszcie dusza to hiperbola miłości
Niech wystarczy że swą młodość spędziłem daleko
Moje kroki pełne były nieuzasadnionej determinacji
Powietrze szafirowe i wrzosy elektryczne
I muśnięcia absurdu na moim policzku
***
Monstrualna naiwność była odrębną jakością
A jej lęki głębokie i barwne
Gdy wybieraliśmy się na łąki poszukiwać pierwszego lodu
Nadchodziła wraz z wiatrem
I fascynowały nas wtedy rozrzucone na polach płachty brezentu
I czarne dachy w oddali - ich zimno, faktura i obojętność.
***
Ornament zapadający się w biel
O linii cienkiej i głębokiej jak zwierciadło.
Widzenie jest jasne i być może uda mi się cieszyć przez chwilę,
Tu, na samym brzegu zlodowaciałego jeziora.
***
Zatrzasnąć się
Przy pełni władz
W tej jednej chwili
Przypisanej nieświadomej nocy
Doznać derealizacji
Póki to jeszcze możliwe...
Tylko nie tam...!
- Tylko nie tam
Gdzie rozpościerają się przestrzenie bólu
Pragnące perwersyjnej intymności
By "ktoś" ujrzał moje krwawiące ramiona
I nadał im nową świętość
To głęboko zakorzeniony nawyk
To credo które pęta nasz chaos
W oblężonym mieście świętujmy hipnotyzujące jedwabie
Którymi otulimy własny strach
By bać się barwniej i głębiej
By bać się wiedząc już po co
***
memento
w kosmos
spadają wszystkie narzecza
w miazgę
obracają się kraje
jak listki
dryfujące w otchłani
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.