30 stycznia 2014
cztery częśći przemijania
I.
Romeo przejrzał wiadomy zestaw ratunkowy,
wszystko zlizał przed zgubieniem zasięgu;
drażniło tylko połykanie przeczytanych słów.
Ze złością zatrzasnął klapkę.
Od niedawna koniec fotoplastykonu.
Zamykają ze współczucia dla nadwrażliwych.
Istnieje tyle alternatywnych miejsc do szukania
nadziei. To była tylko awaria.
Wystarczająco długa, by trzeba trzymać Julię
za dłoń. Nie postąpiłby inaczej. Jest prawdziwy.
Żadnych tam, ale za to mocno.
Mimo wszystko
teraz niemożliwe zaśnięcie.
II.
Chciał zostać na noc; kto wie, czy nie byłoby to
szczęśliwe rozwiązanie. Najgorsze, najlepsze,
wszystko jedno. Za granicą niebezpieczeństwa są od wielu dni;
prawie nikt tutaj nie rozumie, jeśli zagadać
tajemnicą.
Nie zdążyli zjeść jabłka podzielonego na dwie zgodne połowy.
Każda od innej jabłoni.
Przyciągają się magnetycznie. Ciekawe.
Ech, wakacje na dwóch biegunach.
III.
Nie ociemniałem, chociaż noszę przeciwsłoneczne
nawet jesienią. Aby nie przepaliły się delikatne siatki
nerwu wzrokowego.
Coraz bardziej lubię kolory,
choć je recytuję już jedynie z wyobraźni.
Na wszelki przypadek i wieczny spokój.
Jakaś sprzeczność?
Jeszcze raz dałem się podpuścić.
IV.
Ukryty w domu z różą
pracuję.
Tamto wróci przed oczy, wykrzyczy mi w twarz.
Co za idioci!
Mieliście kraść z życia, ile zdążycie unieść a nawet
pogubić.
Ja w końcu mam swój mały, cieplutki
pokoik. Ogrzewanie zapewnione.
Wewnętrzne.
Albo tylko tak sobie rozmyślam,
bo to pewnie był inny dom.
Zawsze myliłem twarze i adresy gadatliwych kobiet.
Znowu nadejdzie zima.