7 października 2014
Zespół Otella
Zanim noc mnie uwolni z czarnych warkoczy,
leżę rozanielony słodyczą snu.
Świt znowu rozpocznie się krzykiem,
mokrą kaskadą niezadanych pytań,
gdy widzę fałsz twoich odpowiedzi.
W szklistości rogówki mam powidoki.
Nadbudowują krajobraz cherlawy.
Nawet połysk paznokci więcej mi podszepnie,
niż będziesz zdolna powiedzieć
lub kiedykolwiek wydarzyć się mogło.
Dzikość oczu jest nie do wydrapania.
W potłuczonej szybie przenikają się
wielokrotne odbicia. Każde jest przeciw.
Warstwy pamięci o lata odległe
- napięte sprężyny - i nie ma przebacz.
Jestem tu widzem i aktorem. Wiem, że
sprawiedliwość przyjdzie i że z czasem - każdy
promień światła znajdzie swoją ścieżkę,
co brudne plamy przewiny odkryje.
Lepiej uderzyć wcześniej, nim oślepnę.
Lub lepiej uderz sama.