2 lutego 2011
"WYNURZENIE"
myślę teraz o ludziach, których poznałem
kiedy każdy wieczór
był jak jaśniejący szczyt
każdy poranek- niczym przepaść
nie miałem już nic
tylko w kieszeniach
własne ręce
i snickersa
śmierć była niemal pewna
a kiedy miałem już dom
ubrania i jedzenie
wszystko zdawało się dobre
i śmiałem się do bułki z dżemem
czas jest relatywny
w mojej przepaści nieraz tonęły dni
tak długie jak całe lata
spędzone w półmroku hostelowych pokoi
piliśmy, czekając aż ściany zapadną się
aż miejsce w którym gościmy
już nie będzie hostelem
będzie kątem w tym świecie
schronieniem
mroczną ziemianką wokół której szaleje
odwieczna bitwa chaosu
a my, przybyli tu znikąd, jakby przyniesieni
przywiani na wskroś czasu i przestrzeni
pochodzący z innego stoku życia
rozmawiamy półgłosem o migracjach żydów
i spaniu na plaży w Tel-Avivie
o wędrówce przez Wester Ross i Glen Coe
przez wioski jak z celtyckich legend
o wrzasku mew, które mnie budziły
na dalekiej północy
w mieście wyciosanym z granitu
bezdomnych nocach na Anderson Drive i Hill of Rubislav
wreszcie o podróży jaką odbywam
tylko myśląc o tym
kiedy pije najdroższe whisky rozcieńczone kranówą
obok Lukasa-
najlepszego pianisty świata
sprzątacz biur
operator w fabryce części gumowych
w jednej z tych hal,
gdzie średnia palców na robotniczej dłoni
wynosi trzy i pół-
ja,
który
zamiast Beethovena i Mahlera,
słuchałem szurania mioteł
w suche letnie noce
już wiem, że to co rozpoczyna się w nas
nigdy się nie kończy
podążamy zawsze o krok za rzeczywistością
o krok przed jej wspomnieniem
i temu zawsze będzie budzić pragnienia,
których nie potrafi zaspokoić-
rzeczywistość ustawicznie zapadająca się w noc
jak błyskotliwa iluzja
i jej poblask- zen
albo wrażenie
ptaka zawisłego na jasnym niebie
wyrwanego w półśnie
z bladej tektury świtu