3 maja 2016
Prohibicja
Poranek.
Otrzymał mandat za umieranie
w miejscu publicznym.
Do tego w niemodnych od wczoraj spodniach.
Zwłoki wrzucono w fundament,
niech się na coś przyda,
element.
Siostry miłosierdzia sprzedały jego buty
żebrakom, mówiąc:
można w nich chodzić po wodzie.
Utonęli.
Ku uciesze niedzielnych spacerowiczów.
Kaczki filozoficznie przełykały chleb
na zakwasie. Starzec z ostentacją pluł
do kieszeni proroka.
Południe.
Otwarto wernisaż
koszulek z najgłupszymi napisami świata.
Tłum pocił się, wdychał, pochłaniał.
W końcu wrócił do domów.
Noc.
Bimber – aż do wypalenia przełyku.
Sny – jeszcze bardziej rzeczywiste.
Nadzieja – poranek może nie nadejść,
a jeśli to popołudniu.