30 czerwca 2010
Entropia
Zagubiona stacyjka. Przekrzywiona jak wiatraki Don Kichota.
Z góry widać wyraźnie. Zielsko i karłowate brzózki.
Zapomnienie rdzą osiada na semaforach.
W tle widma umarłych pociągów.
Szerokie tory, żadne tam
wąskotorówki.
A ty chcesz się oddać. Nie zważając na posmak
śmierci. Dookoła spróchniałe ławki – szkielety
podróżnych. W tle ospały gwizdek, ostatni odjazd. Pomiędzy
nami.
I tu, i tam – agonia.
Dróżnik umarł, będzie z górą lat dwadzieścia.
Nieuleczalna wada serca. Jak miłość.
Przynajmniej dla połowy z dwojga.
Cóż, cholernie szerokie tory, żadne tam wąskotorówki.