10 stycznia 2024
Krańcówka
Wyprowadzam się na peryferie życia,
stąd lepiej widać sady pełne
nadgniłych owoców.
Stada wygłodniałych ptaków
z zawiązanymi dziobami.
Nieporadnie zataczają kręgi
wpadając w wodę, niewysychającą
od czasu ostatniego deszczu.
W zeszłym milenium.
Wtedy jeszcze słońce świeciło
bez udziwnień, z góry, a wiatr
nie przynosił smrodu swetrów
namiętnie robionych na drutach
wysokiego napięcia.
Dziś ich sieć oplata nieboskłon,
natrętne brzęczenie nie pozwala zasnąć,
tym bardziej dokończyć zdania.