14 lipca 2010
żona Lota
Sodoma jest jedna, choć widzisz ją w każdym.
zaprzecz i zmień pryzmat lub przeskaluj uczciwość
na dostępną dla mojego rodzaju. zgaś światłość,
a będziesz samotny z własnego wyboru. muzyka
polifonicznej hosanny i bałamutne modlitwy z ajpoda
nie zastąpią ci krnąbrnych zabawek. to nie twoja
wina. to nie twoja bardzo wielka wina. dojrzeliśmy
do asertywności na pokaz, więc zabierz tombakowe
aureolki. asceza nie stała się moim rajem. witalność?
nadstawiałam ciała na szum pokus i wdychałam je
pełnymi biodrami. oczyszczona czy nie, i tak nie będę
pierwsza na listach poszukiwania cnót. nikim bardziej
i nikim mniej, niż odarty z imienia grzech. ja mam siłę
stawiania tez o twojej domniemanej dobroci, gdy z błota
wygrzebuję monetę. mam czelność określania wniosków,
gdy rozsiewasz nowotwory zbyt blisko. ikony pękają,
jak słone gałki oczne, tej która się zawsze odwróci,
bo nie nawykłam wierzyć na słowo. zwłaszcza twoje.