15 czerwca 2017
śpiewająco
droga Pani od muzycznego! chociaż nie zdążyliśmy
przejąć się na serio zawiłościami jakiejś pięciolinii,
ani nie otworzyły się nam jeszcze przedmutacyjne
czeluście - o co szła batalia na dodatkowych
zajęciach z chóru - to przecież czegoś nas Pani
skutecznie nauczyła. męski oddech z przepony
jest inny od kobiecego. od razu zauważyliśmy
różnicę. to na Pani lekcjach pasła się ciekawość.
oto mistrzostwo podstawówkowego wszechświata!
zwłaszcza gdy Jędrek zwędził ojcu czarnobiałe
foty hard. niby naprowadzała nas Pani intuicją
na poszczególne dźwięki, jak kontrolna wieża
naprowadza zagubione we mgle nosy aeroplanów,
a myśmy już przy "sol" pływali ponad siódmym
niebem, gdzie pętle pełne obfitych dojczebiustów
i zarośniętych germanokroczy były nam bliższe
od Haendla, Bacha, a nawet od ckliwego Sibeliusa.
kto ważył się puścić fałsz niczym cichego bąka?
kto sprofanował błogosławioną harmonię basów
i wzbudził rechot rechotów wśród nocnej ciszy?
nigdy się tego nie dowiemy, ale gdy piekły karki,
a pośladki przeczuwały bolesną przyszłość, to ten
przaśny enerdowski powidok rozsypanych wachlarzem
prześwietlonych orgazmów wart był przecielesnej kary
- choćby w stereo i kolorze. wystarczała nam matowa
sepia i dopowiedziany błysk wyobraźni, by już zawsze
przy adaggio przełykać suchość, gdzieś poniżej gardła.
oj, grubo poniżej głębokiego gardła. nie, żebyśmy
się skarżyli po latach. tęsknota w jądrach się nie liczy.
to grupowy zgrzyt chórem. jeszcze niemy gang bang.