17 czerwca 2010
stara kobieta pokazuje
Co prawda, nigdzie już nie krzyżują artystów,
za żądła w lukrowanych na zimno alegoriach,
ale odarta z sukni dupa na teatralnych deskach,
to wciąż gołosłowny środek wyrazu w sprzeciwie,
a koncert bezkompromisowego Rammsteina
jest w stanie zbeszcześcić białoruski stadion.
Dowolność wyboru, między obnażonymi pośladkami
przekraczającej siebie aktorki Szczepkowskiej
(tak, to ta niezmiennie wieszcząca jakieś końce),
a obnażonym egocentryzmem nadreżysera Lupy,
jest niestety w pełnej krasie miazmatyczna,
choć pewnie znajdą się i tacy, których do teatru
zwabi nieskażony Photoshopem cellulitis.
Dziś jakby łatwiej nakreślić rybę na piasku
i oblec ją w religijny rosół natchnienia,
niż wyznaczyć obrys własnych kompromisów,
nie wdeptując się w codzienną śmieszność.
Wcale nie jest pociesznym, że dla krotochwili
artyści obrali sobie właśnie nową Królową,
z gołym zadkiem w herbie. Niektórzy nie czują,
że trzeba ze sceny zejść, zanim twarz zdupieje.
Naiwniak Białoszewski stawiał proste pytania,
o swoje, moje, twoje, jego i Jej granice,
tak dawno temu, że stały się zabalsamowane.
Kiedy wychodzę w szkło powiększające sceny,
zbrojny zaledwie w przejrzystą wrażliwość,
też nie do końca świadomy ulotnej granicy,
między pasją a ekshibicjonizmem, brnę w pustkę.