Poezja

Pi.


Pi.

Pi., 7 grudnia 2010

arytmetyka. od zmierzchu do zmierzchu.

przed każdym snem zapamiętuję stałe siebie
- tak na wszelki wypadek. obliczam i oszukuję
by kiwnąć się z różnicą. jutro zaplanowane

będzie wykonane. pomyłki, które się przecież
zdarzają - człowiek nie jest zwykle doskonały
- dodają się jedna po drugiej już samodzielnie

i mogą odrobinę mnie przekłamać. więc liczę
palce przy precyzyjnym rozmieszczaniu szczegółów.
przymykam jedno oko na zmienność i weryfikuję

horyzont by był znów płaski. szepczę niepewny:
pocał(k)uj mnie tak jak lubię, bo podejrzewam
że jest jakaś niedowartość, ale nie mogę sobie

przypomnieć po której stronie naszej laaw.
ty wysyłasz mnie do wanny bym jeszcze raz
odkrył to samo prawo fizyki, więc odkrywam

zimny prysznic.


liczba komentarzy: 1 | punkty: 1 | szczegóły

Pi.

Pi., 6 grudnia 2010

między nami jaskiniowcami

samice zabrały nam nie tylko męskość
kobiety zabrały nam również maczugi
i w ramach zamiast wręczyły maselnice

a zadość ostatecznej egzekucji kazały
powtarzać nieśmiertelne kochomcie
aż do satysfakcjonującego rezultatu

co z tego?

płonąc maczuga ogrzała domowe ognisko
do czasu aż przyszedł sąsiad z inwazją
i podwędził włosy kobiety i ciało kobiety

a mnie pozostawił jej naostrzony krzyk
wtedy postanowiłem zrobić nowe masło
i nigdy więcej nie częstować sąsiada


liczba komentarzy: 1 | punkty: 1 | szczegóły

Pi.

Pi., 4 grudnia 2010

kolejny poeta którego nie zdążyłem dostrzec na czas

"Dobroć! — nie! Ale czujność. Tak,
bo — tylko wtedy, gdy nad śpiącym
pochylasz nieruchome oczy."
--------------------------Zbigniew Jerzyna (1938-2010)



zdarza się że
twoja śmierć
wypala piętno głębiej
niż twoje życie

drobny fragment mozaiki
dopełnia kompletnego jestem
a wszystko spóźnione

z perspektywy pionu obcy jest
nasz nagły nieruchomy podziw
dla śmiertelnie żywej doskonałości

przed którą broniłeś się
wszystkimi oddechami
by ulec i zmatowieć w byłeś

zdarza się że
twoje życie
nabiera głębszych barw
dopiero po śmierci


liczba komentarzy: 4 | punkty: 2 | szczegóły

Pi.

Pi., 1 grudnia 2010

sims. życie przedśmiertne.

czas dopadł mnie w opóźnionym autobusie komunikacji
miejskiej: Falenty Nowe - Targówek i żywcem otumanił.
wypełniona aż po sam błyszczyk hormonalna wataha

- jakieś Zuzanny, jakieś Andżeliki. gładkoskóre,
smukłonogie i długowzroczne. cel - ja, pal - strzał
z rzęs: "heja! widzicie tego Czesława? ale z niego

Stefan, co nie?" to jest ten moment, gdy kula rżnięta
pogardą trafia sto na sto. natychmiast siwieją mi skronie.
większość fryzury spod czapki wieje na spadochronach

byle dalej. nędzne farbowane szczury! w powątrobowych
plamach wybucha chory wzór starca pod mętniejącymi
oczami. zdrada potrząsa dłonią, charcze w płucach.

i mógłbym być Robertem, Krzysztofem, Arkadiuszem
albo Patrykiem, to już nie będę sobą, lecz jakimś
geriatrycznym transformersem po wszystkich przejściach.

nie zrzucam skóry. zanika sama, jakby się brzydziła,
tego który teraz wyłazi z pomarszczonego wora. stało się
to czego nie da się zawrócić żadnym ludzkim odklęciem.

już zeschłem i czerstwieję w nocnej szybie. nie jestem
do żadnego spożycia. to tutaj - w opóźnionym autobusie
miejskiego przeznaczenia, dopadł mnie nagły czas.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 0 | szczegóły

Pi.

Pi., 19 listopada 2010

blik

dopiero co uprzątnięto stąd blef, żetony i napiwki ścisłego
wyrachowania. pod suknem wabi dżoker flegmatyk, który
nie zdążył do rękawa. tyle się teraz grzmi, by mieć podzielną

na czworo uwagę, gdy z rąk do rąk pod zielonym, że wręcz
deżawi? proście a opowiem wam bajkę, jak lewa spotyka się
z prawą w potrzebie wspólnego ciepła. impuls i wszystkie

palce na pokład! nie bębnić! nie krzyżować się antyzabobonnie!
ekshibicjonizm wskazany receptą. tonący we własnych fobiach
czego się chwyta? stół. waruj. szukaj skazy, lepkiej niedoróby,

nonszalancji paniusinej odpowiedzialnej za niedopieszczenie
mebla na płask. nie ma! każda licha fałdka już po wielokroć
uprostowana światłem, pod włos i z pietyzmem - oj grzecznie

proszę pana, grzecznie! to trema. kiedy nie dam się wtłuc
w mamrotane na żywo sylaby, chrząknę, że już czas być
zabarykadowanym w imiesłów. wyprowadzić zaimki zwrotne

na spacer - far far away, aż pod orchestron. tutaj wstrzelić
gwóźdź wieczoru. albo ślepy obcas. postawić okładki vabank
dla wszystkich w kolejce po kopię łożyska - ze mną gratis.


liczba komentarzy: 1 | punkty: 2 | szczegóły

Pi.

Pi., 13 listopada 2010

wiem?

trudne odpowiedzi trzeba odgryzać ciasnymi zębami,
jak głupi język którym pocałowałem zmrożoną stal.
i wypluć. i wcale nie identyfikować truchła.

od niektórych pytań ciągnie po kręgosłupie.
nieuchronnie. zatrzaskiwanie siebie na wszystkie
rodzaje zabezpieczeń nie tłumi. niepewność już tupie,
zaciera ręce, pohukuje, straszy - podniecona węszy,
 
że gdzieś tam jesteś. cierpliwości jej nie zbywa,
więc mamrocze, gdy lepi starannie zbiorowe gniazdo,
ze światła którego nie wpuściłaś szczeliną na listy.

gdyby tak ktoś wysłał jej pocztówkę ze słoneczną
stroną listopada? mogłaby odwołać cerbery na bok,
skołować je, że masz za swoje, a nie za złowrogie.
od introwersji nikt się jeszcze nie udławił. za mało boli.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 0 | szczegóły

Pi.

Pi., 11 listopada 2010

ecce homo

ciekawe
czego nauczyłby mnie ten przydrożny
cierpiętny głupek o lipowej twarzy wrośniętej
w opartą o kolano kiść sęków

ciekawe
czego nauczyłby mnie trubadur z Montparnasse
leniwie dziergający bluesa przypadkowym
miłośnikom ulicznej mżawki

ciekawe
czego wreszcie nauczyłby mnie anonimowy portret
który do dziś tkwi na paryskim strychu
nierozpoznany przez koneserów fowizmu

ciekawe kim byłbym
gdybym był pokorniejszym globtrotterem
zdecydowanie bardziej wymagającym łowcą głów
a nie najbanalniejszym z banalnych i bez ambicji
a priori

wierzę - wcale nie trzeba
śnić siebie na drugim końcu globalnej wioski
gdy wystarczy tylko spojrzeć w inne źrenice
by dostrzec odbicie człowieka


liczba komentarzy: 3 | punkty: 0 | szczegóły

Pi.

Pi., 9 listopada 2010

królowa jest naga

mówiła, że bez okularów czuje się jak bez majtek,
więc przed każdym pocałunkiem podkręcałem śrubę
w atmosferze szepcząc: strip tiz strip pliz strip to me

chłopcy, żebyście wy widzieli ten płynny taniec
palców po paraboli nieuchronnie ku małżowinie
by ująć cień oprawki niczym szlachetną bieliznę

z atłasu. ta chwila genialnego zawahania zanim
twarz stanie się nienagannie rozebrana bez endu
i lśnić będzie zaproszeniem: co ze mną zrobisz

głuptasie, teraz, póki jestem naga? dziewczyny,
każda z was powinna popsuć sobie wzrok, dostać
zeza albo jaskry, byle zatańczyć wstydliwe fandango

przy uchu. była mi Ritą Hayworth zsuwającą intymność
z przedramienia prosto z zapomnianego celuloidu.
magia idealnego gestu i oto świadomie jesteśmy

upętleni w alternatywnym filmie, gdzie damy zrobić
sobie jeszcze wiele dubli, mimo że bliżej każdemu
z zagapionych nas do Bustera Keatona, niż Clarka

Gable'a. The queen is naked. pozostaje skowyczeć:
nie waż się nigdy zdejmować okularów przed obcym
mężczyzną, bo po seansie zupa może być za słona.


liczba komentarzy: 1 | punkty: 0 | szczegóły

Pi.

Pi., 8 listopada 2010

odezwa do mimowolnego czytelnika

w całej swojej jaskrawej bezczelności
i niepoznaniu aktualnych samogranic
skazuję cię przypadkowy czytaczu
na wchłonięcie co najmniej pierwszego wersu
sam sobie jesteś winien

ja świadom ery migoczących obrazków
(którym nijak do tańczących cieni
na kamiennej jaskiniowej tablicy)
wiem
że jeśli nie zatopię w tobie harpuna
na wejście - od pierwszego wejrzenia
to nie zatrybi to nic z tego to pal sześć
to siedem na pal sardanapal solo
i tak zawisnę z głupio nadętym morałem
z ordynarnym kleksem (kiedyś żydem)
zamiast soczystej puenty


liczba komentarzy: 3 | punkty: 1 | szczegóły

Pi.

Pi., 6 listopada 2010

mareczek

więc popatrz. masz niewiele więcej niż półtorej minuty,
by nam obu udowodnić, że dziewiętnaście lat, to tyle
co od wczoraj. ja już się niecierpliwię, wysyłając sygnały

dymne coraz szybciej i szybciej, bez zbędnego zaciągania.
to wpychające słowa z powrotem w gardzioł, to nie jest
wiatr, choć ostrzegali w radiu, że będzie tak jakby ktoś

powiesił całą watahę bezpańskich psów. nie rozklejaj się.
to twój syn? twoja żona? ach nie - twoja kobieta, bo jesteś
w trakcie rozwodu z życiem boleśnie poznaczonym przez sukę,

której warczenia nie mogłeś zrozumieć. zapamiętam. niewiele
a zostałbyś moim jedynym szwagrem. nie. nie wiem, czy to fart
czy pęknięta wewnętrznie przeszłość, która ma ci się gorzej.

zobacz, Agnieszka nie narzeka. gadu-gadu, a miałeś o sobie.
czego ci nie wystarczyło? szczypty odwagi, czy czasu, który
przeciekł na pętlę nadjeżdżającym zbawiennie tramwajem?

zacznij planować od zaraz te kilka banałów, którymi mnie
dopadniesz w kolejne nie wiadomo kiedy. może nie będzie czym
zasłonić się przed nagłym atakiem pamięci. czep się tej nadziei.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 0 | szczegóły


  10 - 30 - 100  






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1