24 maja 2012
za wszelką cene musisz umrzeć Beato
Na krawędzi kolan
wtulona szepcze
Krzysiu
ja chyba umieram
swój pejzaż maluje
długimi pociągnięciami pędzla
szarpnięciem dnia po dniu
skwapliwie do szczęścia piechotą
poślizgnęła się
paląc najtańszy tytoń
przy czterech piwach dziennie
rzeczywistość ma kilka dróg
na migotkach przyspieszenie
z dala od niepożądanych oczu
krążenie nieswobodne
poszukiwacza złota w labiryncie
i ta upartość tygrysa
już demon zaczął lizać
po twarzy
smakowała dniem wczorajszym
od podstaw przemijała
ż Krzysiem od lat tym samym
narzeczony kochanek gach?
po prostu byli razem
przystojniak
choc miał troje dzieci każde z inną
ale ani jedne z nią
byłaby ładną kobietą gdyby
nie przygnębiajaca chudość
i braki górnego uzębienia
w tak młodym wieku
łagodne brązowookie spojrzenie
kasztanowe długie włosy
nigdy nie wyleczyła złamanej nogi
sama ściągnęła gips
reakcja determinacji
po czterech latach
coś zachwiało równowagą
nie chorowała
zmarła mu na rekach
zator płuc
dziś miała urodziny
zaniósł bukiet róż na grób
zroszony łzami
zwiędną jak ty
a byłaś...