10 sierpnia 2014
kamikadze
Kwiecień. Tysiąc dziewięćset czterdziesty piąty rok.
Pewien Niemiec właściciel malutkiego sklepiku
na wieść o ślubie i samobójstwie Hitlera postanowił
zastrzelić żonę, córkę i siebie. W klapie odświętnej
marynarki tkwił Żelazny Krzyż . Wódz wybrał śmierć .
Trzeba dochować mu wierności.Trzeba umrzeć .
Kobiety też się zgodziły zamiast żyć w hańbie.
Wziął broń. Wyrzucił klucz. Padało. Szedł z przodu
one za nim . Słyszał ich kroki na asfalcie. Nocny
wiatr, bukowy las . Strach. Chciał uciec,chciał żeby
uciekły.Czekał, a one stały w deszczu . Odbezpieczył broń.
Przyłożył córce do skroni. Padł strzał i ona padła.
Żona krzyczała i szarpała ,ucichła po trzecim strzale.
Koniec.Był sam. Zabite go nie widziały,nikt go nie
widział. Mógł opuścić scenę .Powinien tylko uciekać ,
uciekać jak najdalej na zachód .Rzucił pistolet
i Zelazny Krzyż.Pobiegł przed siebie .
Nieznany uciekinier, zwykły pracowity człowiek.