Proza

Marek Tykwa


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

11 października 2014

Święty Mikołaj

Łazić na zewnątrz po mrozie przebranym za świętego Mikołaja to skurwiałe zajęcie. Oczywiście nie jesteś żadnym świętym tylko sztucznym, jak sztuczny członek zatrudniony przez firmę, której właściciel chce mieć większe obroty przed świętami. Więc sterczysz tam, albo łazisz, bo tylko tego od ciebie jako trzydziestopięcio letniego ciecia wymagają. Szalenie ambitna robota. Głowa rodziny w akcji. Można skonać z zachwytu. Dzwonisz dzwonkiem i zachęcasz do okazji w rossmanie. Nie masz nawet worka z prezentami, bo właściciel tego nie przewidział, a dzieci cię zaczepiają, bo dzieci jak to dzieci, niezaspokojone potrafią być wredne do bólu i nie proszą, ani dziękują, tylko żądają. Beczą i chcą prezentów. Opędzasz się, mówiąc sio, ale to nic nie daje, bo dzieci jest coraz więcej, a rodzice też się dobrze bawią i klaszczą przez rękawiczki. Uwieszają się na tobie, szarpią za rękaw i brodę, jak bezdomne psy bez aktualnych szczepień. W końcu wchodzisz do środka się odlać i prosisz o pomoc ochroniarza, ale on wzrusza ramionami z prędkością pięciu złotych na godzinę. Czujesz jak śnieg ci napadał do przemokniętych butów, a jaja odpadają, bo zamarzły. Widząc przez szybę, że tłum nie odszedł, nie wychodzisz. Chowasz się za półkami przy kosmetykach, bo tam najbezpieczniej. Po kilku minutach wchodzi para wyszczekanych młodocianych bliźniaczek i pytają o świętego Mikołaja, który wszedł do sklepu. Zatabaczona kasjerka nie widziała ciebie jak wchodziłeś, więc mówi, że w środku go nie ma. Jedno z bliźniaczek oskarża kasjerkę o kłamstwo i wrzeszczy na nią. Kasjerka nie chce dla milusińskich być nie miła, bo rossman słynie z uprzejmości, więc zaciska białe ząbki i kasuje dalej. Niewychowanych pupili zaczyna przybywać coraz więcej w sklepie i robi się nieznośnie głośno. Ochroniarz wie gdzie jesteś, więc karze ci wyjść, bo przez ciebie zrobiło się to całe zamieszanie. Kategorycznie mu odmawiasz, więc zaczyna tobą dyskretnie szarpać, jak te dzieci na zewnątrz. Robisz się nerwowy i stanowczo żądasz żeby przestał, ale on zamiast tego staje się bardziej natarczywy, a że stoicie tuż przed wejściem na zaplecze, to wykręcasz mu rękę z prędkością swoich siedmiu złotych na godzinę i walisz niespodziewanego podbródkowego. Jego chwilowy brak kontaktu z rzeczywistością w ustronnym miejscu przypominającym zaplecze wykorzystujesz na rozebranie go z  głupawego uniformu z napisem ochrona i naciągnięcie stroju świętego Mikołaja. Po czym wysuwasz jego omdlałe zwłoki z zaplecza na środek sklepu i krzyczysz na cały głos do dzieci, że tu się ukrył święty Mikołaj. Dzieci jak zwierzęta rzuciły się na dochodzącego już do siebie osobnika w czerwonym stroju, z czapką i brodą. Po chwili też kopałeś sztucznego Mikołaja po brzuchu i nogach wyżywając na nim swoją przedświąteczną frustrację jak te dzieci, które już od dłuższego czasu robiły dosłownie to samo co ty, bo nie mogły sobie pozwolić żeby jakiś święty Mikołaj bez ambicji za pięć złotych na godzinę ich okłamywał nie dając prezentów.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1