29 października 2014
Przed robotą
Zawsze jak wysiadam na Żytniej z jedynki to muszą mi zwiać dwa autobusy, 190 i 171. I choć mają inny rozkład minutowy to nie wiem jak to się dzieje, ale za każdym razem przyjeżdżają jeden za drugim gęsiego z wrednym uśmieszkiem typowym dla ludzi, którzy mają satysfakcję, że nie tylko im się coś w życiu nie powiodło, i którzy w cudzej złości znajdują dla siebie rekompensatę. Ale ja się nie złoszczę, nie ma takiej potrzeby, nie przejmuję się nawet, że się spóźnię, bo co mi mogą zrobić? Zresztą nie będę za każdym razem biegł, i tak mnie wszędzie popędzają, a w robocie najbardziej, więc po co mam się tam dodatkowo śpieszyć? Śpieszyć się po to, żeby być pośpieszanym to już lekki masochizm. Poza tym nie dam tym emzetkowskim fiutom satysfakcji. Ja już ich dobrze poznałem jajcarzy, jak nie zdecyduję się podbiec, to i kierowca podjeżdża wtedy powoli, otwiera drzwi spokojnie, ludzie też się nie śpieszą z wysiadaniem i wsiadaniem. Dosłownie wystarczy podejść jedynie trochę szybszym żołnierskim krokiem, żeby zdążyć, ale oczywiście tak nie czynię, bo myślałem, że i tak ucieknie. Innym razem mówię nie popuszczę, galopuję co sił w nogach i płucach aby go dopaść, ale jak na złość wtedy kierowca wpada jak szalony na przystanek i mało kto wysiada. Nieźle nie? A tak, widzę ich tylko z daleka jak zwiewają mi z przed nosa i to ja mam wtedy satysfakcję, że przynajmniej było jak się spodziewałem. Dzielnica wola to specyficzne miejsce. Żyją tu dziwni ludzie o dziwnych zwyczajach. Tu wszystko jest dziwne i złośliwie oddziałuje na ludzi z innych dzielnic. Wola jest stworzona dla ludzi tu mieszkających, nie przejeżdżających. Lepiej trzymać się od tego miejsca z daleka. Ale łatwo się mówi skoro ja tu muszę pracować. I to jeszcze w pieprzonym wola parku. Po co się gapi?, mówię do spasionego w kolejnym 171, który odkąd wsiadłem co rusz zerka na mnie. Pewnie mi zazdrości, że jestem szczupły, ale ja tyle nie żrę. On nie słyszy, bo ma słuchawki, a raczej dwie opony od jelcza i akurat nie patrzy w momencie, gdy ja mówię. Otworzy taki oczy i się gapi, jakby nie mógł zamknąć i nie otwierać. Nie cierpię grubasów, obżarstwo zamienia się w łój, a jego gęsta wydzielina nieprzyjemnie wypełza na ich ciała tworząc śluz. Poniekąd słuchawki, które ma na uszach pewnie odgrywają rolę korków od butelek, żeby się ten łój nie wylał. Skąd się biorą takie bez urody, jak te dwie, które koło tego co oczu nie chce zamknąć stoją? Pewnie na woli mieszkają. Gadają i gadają nietoperze jedne, nie chcą mordek zamknąć jak tamten oczu. Zwariować można. Wychodzę z autobusu, bo ani patrzeć, ani słuchać się nie da. Nie wiem gdzie idę, bo jakiś bez celu się nagle zrobiłem. To specyfika tego miejsca tak na mnie działa. Przed siebie najlepiej, jak celu nie ma. Można pomyśleć wtedy o czymś przyjemnym, najlepiej o najskrytszych marzeniach. Dobrze się marzy z zamkniętymi oczami, a nie jak tamten co nie chciał zamknąć. Pewnie nie ma marzeń, albo takie przyziemne, związane z jedzeniem, torcik albo kiełbaska. Niestety idę do celu, tylko tak chciałem ściemnić chwilowo, żeby mi się na duszy lepiej przed robotą zrobiło, jak to w marzeniach. Proza najszybciej sprowadzi człowieka na ziemię. Trzeba zarobić na prąd, na gaz, na chleb i na papier toaletowy, bo wiadomo gdzie to wszystko na końcu wylatuje.