8 grudnia 2010
Król barłogu dalsza część
Nadszedł dzień 22 września. Niestety nie kojarzy mi się on zbyt dobrze. To właśnie wtedy zmarła moja mama. Pamiętam każdy detal tego nieszczęsnego dnia, jakby to było wczoraj. Jak co rano poszedłem do szkoły, przesiedziałem tam sześć godzin, po czym wróciłem do domu. Nic się jeszcze nie działo. Wyszedłem z domu o godzinie 15:00 i wiem, że nie wybaczę sobie tego do końca mojego życia.
Każdego popołudnia wybierałem się do chłopaków na niezbyt dobrą dzielnicę mojego miasta. Niby nic takiego, ale w podwórzu przy kamienicy, w której zawsze odbywały się nasze meetingi była raptem jedna ławka i trzepak. Życie tam polegało na przesiadywaniu przez kilka godzin na wyżej wymienionej ławce tudzież ziemi. Mówi się, nic specjalnego. Jednak tego dnia było inaczej. W wieku 10 lat nie myślało się o żadnych używkach mimo tego, iż widzieliśmy jak starsi chłopacy wstrzykują sobie heroinę prosto do żył. Mój świat to była istna sielanka. Ciepły dom, dobre oceny w szkole i wspaniali znajomi. Nie przyjaźnili się ze mną tylko dlatego, że miałem pieniądze. Robili to ze względu na mój charakter. Wspominałem już prędzej, że nie jestem zbyt otwartą osobą. Jednak zmiany te nastąpiły we mnie dopiero po śmierci mamy. Chciałbym, aby czasy sprzed 8 lat wróciły. Ha, kto by nie chciał? Niczym się zupełnie nie przejmowałem tego dnia. Śmiałem się, żartowałem i grałem w piłkę z przyjaciółmi. Zenek nie raz mówił, abym nie wychodził zbyt późno od nich, bo może mi się przytrafić coś złego. Teraz wiem, że moim błędem było opuszczenie Mordlag District dopiero o 20:00. Zaniepokojona mama wyszła mnie szukać, co spowodowało, że kiedy tylko mnie odnalazła przytuliła mnie i chciała zaprowadzić do domu. Spodziewałem się niezłej burdy, jednak obyło się bez kłótni. Niestety za kilka minut świat miał spaść mi na głowę i zmiażdżyć doszczętnie moje serce. Kiedy byliśmy dwie przecznice od mojego domu, jakiś pijany kierowca potrącił moją mamę po czym uciekł z miejsca zdarzenia. Nie wiedziałem co robić, więc pobiegłem po tatę. Nigdy nie zapomnę widoku jego twarzy, gdy ujrzał zakrwawione usta mamy i wciąż cieknącą krew z jej gardła. Nigdy nie zapomnę jej zmasakrowanego ciała, które ledwo co oddychając wykrztusiło z siebie ostatnie "kocham Cię" w momencie, gdy z oczy znikał blask. Nigdy. Nie potrafię sobie wybaczyć, że to przeze mnie. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego akurat moja mama. Nie potrafię nic.