25 maja 2010
Samotność
Przechodzą przez nas płaszczyzny samotności,
równoległe i bardzo precyzyjnie odmierzone
zegarkiem serca wbite w takt pośpieszny,
jak ten pociąg, co jednak zawsze się spóźnia.
Przepływają przez nas wzory chemiczne
kolorowe i słodkie jak usta kochane,
z których cierpkość wyssana, sztucznym miodem osłodzona
jest dość prawdopodobna, nie trzeba jej podważać.
Ustrojeni w ciszę jak w brylantów oschłość,
roześmiani śmiechem, co dźwięczy jak skowyt,
wygładzeni pięknem zagranicznych wakacji
zatykamy uszy watą słowną.
I nie ma nas.
Te płaszczyzny pod żadnym kątem się nie przetną,
choć mogłyby innym ulżyć
i nas względnie podratować.
Wystarczy mieć chęć, parę szczytnych ideałów,
ulubioną książkę i intratną posadę,
by na szacunek zasługiwać,
mieć miejsce na cmentarzu,
co cztery lata decydować o przyszłości tego kraju.
Samotność nie jest dla nas krzykiem ni rozpaczą,
lecz radosnym skutkiem świadomych wyborów,
bezpieczniej i łatwiej nie mieć kuli u nogi,
choćby nawet ta kula była kryształowa.