22 lutego 2011
Barth i inne używki/z cyklu spotkania
Uhahane do rozpuku przy lekturze Barthowskiego
cały monitor zapluty nic prawie nie widać,
kolejna butelka rozlewa się po podłodze wszystko
klei się rozmowa też szczególnie, czy kolega
jest tak dobrym kochankiem jak obserwatorem świata.
Nie sądziłam, że można cokolwiek usłyszeć
wkładając wtyczkę z kabla od kolumny do wejścia usb,
w sumie same trzaski i piski, ale jakby nie było to też
jakiś rodzaj dźwięku, laptop prawie spalony,
jak dobrze, że prawie robi tak wielką różnicę,
film i tak nie chce się odpalić można więc wrócić
do wcześniejszej analizy wierszy.
Przy takiej dawce zawsze chce się jeść,
nocne buszowanie po lodówce różnie
może się skończyć po felernej chińszczyźnie
wiersz 'ja posrał siebia' staje się bliższy,
myśli krążą w okół nadziei, że nas to jednak nie dotknie.
Droga do toalety, od której dzieli jeden krok
oddala się jak ostatni nocny, który właśnie uciekł.
Słyszę jakiś bełkot, że ryż we włosach,
pierdzielona księżniczka na ziarnku grochu-myślę,
że kapusta na podłodze przykleja się do stóp,
mnie natomiast przeraża myśl, że trzeba wstać
za dwie godziny i spełnić obietnice dane
dzieciom przed snem.