28 listopada 2010
Nie zapomnę... (fragm. 1)
Jej słowa Nie zapomnę nigdy… wypowiedziane ze
łzami w oczach prześladowały go każdego dnia od ich ostatniego spotkania.
Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach, od tamtego fatalnego dnia minęło
dziesięć lat, a on nie potrafił zapomnieć. Nie mógł zrozumieć, jak mógł być
takim idiotą, nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Otrząsnął się i wstał,
żeby wziąć prysznic, wszedł do kabiny i odkręcił wodę, chciał zmyć z siebie
resztki snu.
-
Cholera! – warknął, kiedy na skórę poleciał mu strumień lodowatej wody, był
zdenerwowany, jak zawsze, kiedy śniła mu się Ania. Nie mógł zrozumieć, dlaczego
ten sam sen pojawiał się ostatnio coraz częściej.
Kiedy wrócił do pokoju zajrzał do
szafy, zastanawiał się, który założyć garnitur, miał ważne spotkanie i musiał
założyć coś innego niż jeansy i polówka, w których chodził codziennie. Włączył
telewizor, bo cisza zaczynała go już drażnić, i zaczął przerzucać programy,
nagle coś znajomego mignęło mu przed oczami, przysiadł na brzegu łóżka i
wpatrywał się w ekran z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, przeprowadzano
wywiad z nią…
-
Jest pani najmłodszym projektantem
wnętrz, jakiego znam, który osiągnął tak wielki sukces – padło z ust
redaktorki – jak pani się to udało? Ma
pani zaledwie dwadzieścia siedem lat, i jest osobą znaną w kraju i w Europie.
- Może dlatego, że robię to, co zawsze kochałam – odparła Anka i uśmiechnęła się delikatnie – nie było łatwo, ale udało się.
-
Założyła pani firmę będąc jeszcze na
studiach, jak dała pani radę uczyć się, realizować zlecenia?
- Nie ukrywam, że nie było łatwo, tym bardziej, że
samotnie wychowuję dziecko. Ale to właśnie dzięki Małgosi znalazłam w sobie
siłę, żeby sobie z tym poradzić.
- Rozumiem, że córka jest dla pani bardzo ważna, z
tego, co wiem, ma dziewięć lat. Jak ona zapatruje się na sławę mamy? Na pewno
jest bardzo dumna?
- Ma pani rację – roześmiała się Ania a w jej oczach pojawił się ten błysk, który Michał
tak dobrze pamiętał – Gosia jest bardzo
rezolutna i zdolna, ma smykałkę do projektowania i czasem podrzuci mi jakiś
super pomysł…
Michał patrzył na ekran telewizora,
ale nic więcej do niego nie docierało, w głowie rozbrzmiewały mu słowa Ani „Mam córkę, ma dziewięć lat…”. Siedział
na łóżku i nie był w stanie się ruszyć, powoli docierała do niego cała prawda.
Małgosia, córka Ani, była też jego córką. Była dzieckiem, którego nie chciał,
którego w przypływie złości się wyparł.
Ostatnie dziesięć lat było dla niego
pasmem udręki. Mimo upływu czasu tamte uczucia wciąż były dla niego bolesne.
Spojrzał na zegarek, wstał i zadzwonił do firmy.
-
Wojtek, słuchaj nie przyjadę dzisiaj do biura. Zastąp mnie na spotkaniu –
powiedział do swojego przyjaciela i współwłaściciela agencji, którą założyli
jeszcze na studiach. Kilka lat ciężko pracowali na swój sukces, ale udało się.
Teraz mieli mnóstwo zleceń i świetną opinię.
-
Michał? Co się stało, jesteś jakiś przybity?
-
Powiem ci jak się spotkamy, ale dzisiaj nie dam rady przyjść. Załatwisz
wszystko? – nie miał teraz siły, żeby mu wszystko opowiadać.
-
Jasne, nie martw się. Słuchaj, może weźmiesz kilka dni wolnego, wyjedziesz
gdzieś? Odkąd mamy firmę nie opuściłeś nawet jednego dnia…
- W
tej chwili nie… Po prostu dzisiaj muszę zostać w domu i coś załatwić. Do
zobaczenia jutro. – odłożył słuchawkę i wyłączył oba telefony. Nie chciał, żeby
ktokolwiek mu teraz przeszkadzał. Wszedł do kuchni i zrobił sobie kawę a potem
wrócił do pokoju, usiadł w swoim ulubionym fotelu na wprost portretu wiszącego
na ścianie i zatopił się we
wspomnieniach, cofnął się myślami do dnia, kiedy zobaczył Anię po raz pierwszy.
Kiedy o niej myślał uśmiech rozjaśniał mu twarz, a w oczach pojawiały się
błyszczące ogniki.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Michał
siedział z Krzyśkiem przed biurem swojego ojca. Był początek wakacji, od
września mieli zacząć ostatnią klasę liceum.
- Przyznaj wreszcie, że Baśka to był ciężki
orzech do zgryzienia, długo ją bajerowałeś zanim w końcu zaciągnąłeś ją do
łóżka! - Krzysiek patrzył na kumpla ze złośliwym uśmieszkiem.
- Kris, grunt, że kolejna do
odfajkowania. - Michał był z siebie wyraźnie zadowolony. – Czyli teraz musimy
znaleźć kolejną ofiarę, one wszystkie są takie same, grunt, żeby była kasa i
niezła bryka! – spojrzał na swój najnowszy nabytek. Było to czarne sportowe
BMW, ze skórzaną tapicerką, prezent od ojca na osiemnaste urodziny. Przetestował
już jak potrafi jeździć… było szybkie i stanowiło niezły haczyk na panienki.
Michał
i Krzysiek znali się i przyjaźnili od dziecka. Razem chodzili do szkoły, teraz
do liceum. Michał był synem właściciela fabryki produkującej ekskluzywne meble
skórzane. Rodzice zawsze go rozpieszczali, najnowsze telefony, teraz szybki
sportowy samochód, markowe ciuchy, nigdy nie brakowało mu pieniędzy. Był
zmanierowanym nastolatkiem i uważał, że wszystko mu się należy, bo był jedynym
synem Andrzeja i Niny Radoszewskich. Nazwisko jego ojca było znane ze względu
na wspaniałe meble, które sam projektował. W Europie jego meble zdobiły biura
największych firm. Na realizację zamówień trzeba było czekać nawet pół roku.
Nic też dziwnego, że brak czasu ojciec wynagradzał mu kasą i prezentami.
Michała interesowała architektura i po liceum zamierzał zdawać na kierunkowe
studia. Chciał projektować domy,
miał do tego smykałkę i lubił to robić. Ale póki co korzystał z życia a
kibicował mu w tym Krzysiek, najlepszy kumpel, na którego zawsze mógł liczyć.
Po terenie zakładu kręciło się wielu pracowników, Michał
znał ich wszystkich, pracowali tutaj od dawna. W pewnym momencie obaj zobaczyli
dziewczynę, która czegoś szukała, widać było, że jest tutaj pierwszy raz.
- Zobacz jaka laska! -
Krzysiek wybuchnął śmiechem, wskazując głową na dziewczynę. –Może nie tak
odjazdowa jak Baśka, ale…
- Widzę. Ciekawe kto to, no
i może mamy kolejną ofiarę, co myślisz? - zawtórował mu Michał.
- Niezły pomysł, to ile
dajesz sobie czasu zanim ją zaliczysz? Z Baśką ci przeszło miesiąc i nieźle
wyciągnęła z ciebie kasy, a ta? Wystarczy ci tydzień? - ironizował Kris.
- Dobra, przyjmuję zakład …
tydzień i ta panienka spocznie w moich ramionach. – Michał był pewny siebie.
Poderwał się z miejsca idąc w kierunku dziewczyny - Zobacz jak specjalista
zabiera się do akcji!
Ania umówiła się z tatą, że przyjdzie po niego do zakładu
o piętnastej, jak będzie kończył pracę. Mieli iść na miasto pozałatwiać jeszcze
wiele spraw związanych z nowym mieszkaniem i z remontem. Przeprowadzili się do
Krakowa z małej miejscowości Kalinowo na Mazurach. Tam nie było pracy, a tutaj
zaproponowano mu bardzo dobrą posadę kierownika produkcji na rynki zachodnie.
Znał angielski, włoski i niemiecki, a to było potrzebne przy kontaktach z zagranicznymi
odbiorcami. Ania miała szesnaście, a właściwie za kilka miesięcy miała skończyć
siedemnaście lat, była nieśmiałą dziewczyną, jednak skromną i chętną do pomocy.
Pracowała w hospicjum, opiekowała się dziećmi chorymi na raka, była to ciężka i
odpowiedzialna praca, ale potrafiła sobie z tym radzić. Jej kontakt z hospicjum
nie był przypadkiem, a decyzja o pracy w takim miejscu miała swoją przyczynę,
ale wiedzieli o niej tylko rodzice i najbliżsi przyjaciele. Ania potrafiła
rozmawiać z chorymi… miała bardzo dobry wpływ na te dzieci, przy niej, chociaż
na moment zapominały o swojej chorobie i o tym, że zostało im może kilka
miesięcy życia. Widziała ich cierpienie, jakie były dzielne i w jakim milczeniu
dźwigały swój ciężar, dlatego za wszelką cenę chciała im jakoś ulżyć. Zawsze
potrafiła znaleźć pomysł na zabawę, pisała specjalnie dla nich opowiadania,
wiersze, bajki. Lubiła swoje zajęcie i nie chciała z niego zrezygnować.
Niejednokrotnie po powrocie płakała przez kilka dni, kiedy umierał jeden z jej
podopiecznych, pogrzeby były dla niej bolesne, ale tradycją już było, że na
pożegnanie pisała dedykowany wiersz. Znajomi wiedzieli, jaka jest, ale tylko
przyjaciele potrafili ją zrozumieć. Wolała swoją pracę niż zabawy na dyskotece,
dlatego często czuła się samotna. Ania wyznawała zasadę, że „to, co dajemy innym kiedyś do nas wraca“,
chciała pomagać i robiła to, odkąd skończyła trzynaście lat. Miała tylko kilku
zaufanych przyjaciół, a reszta uważała ją po prostu za dziwadło. Miała włosy
sięgające do ramion, fryzjerka mówiła, że jest to ciemny blond, ale na zimę
przybierały dziwny odcień, trudny do określenia, dopiero latem nabierały
wyjątkowego blasku, duże piękne zielono szare oczy i małe usta. Dodatkowo, jak
czymś się denerwowała to jeszcze mocniej je zaciskała, a wtedy wydawały się,
jeszcze mniejsze niż były faktycznie. Nie lubiła drogich, modnych ciuchów,
chodziła po prostu w tym, w czym było jej najwygodniej, jeansy, jakieś bluzki,
bluza z kapturem, najczęściej czarna i adidasy. Nie można było powiedzieć, że
interesuje się aktualną modą, ubrana była normalnie, bez zbytniej ekstrawagancji,
to samo dotyczyło makijażu. Poza jakimś bezbarwnym błyszczykiem, którym
smarowała pękające usta nie używała żadnych kosmetyków, uważała to za zupełną
stratę czasu.
Michał podszedł do Ani z czarującym
wypróbowanym na wielu poprzednich dziewczynach uśmiechem.
- Cześć, nigdy cię tutaj nie
widziałem, mógłbym ci jakoś pomóc?
- Chętnie, – powiedziała
rozglądając się wokół – powiesz mi gdzie znajdę ojca, kierownika Sebastiana
Wilczyńskiego?
- Jasne, chodź zaprowadzę
cię… a jak właściwie masz na imię?
- Ania.
- Michał Radoszewski -
wyciągnął do niej rękę.
Był
czarujący i bardzo sympatyczny, Ania od razu go polubiła, wydawał się być
zupełnie inny niż chłopaki, których dotychczas znała ze szkoły.
Michał zaprowadził ją do
biurowca, podszedł do recepcji i spytał, w którym pokoju można znaleźć
kierownika Wilczyńskiego. Asia skierowała ich na trzecie piętro.
Michał towarzyszył jej pod
same drzwi.
- Aniu, spotkałabyś się ze
mną jutro? Poszlibyśmy gdzieś, pokazałbym ci miasto? Podobno niedawno się tutaj
przeprowadziliście. - usiłował wdrożyć w życie pierwszy punkt swojego planu
podrywu. Teraz kojarzył, kim ona jest, ostatnio słyszał jak jego rodzice
rozmawiali w salonie o nowym kierowniku i jego rodzinie.
- Nie wiem. Remontujemy
mieszkanie i jestem zajęta.
- Ale chyba możesz się
wyrwać na godzinę? Poszlibyśmy gdzieś. - usiłował ją przekonać.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Jeśli chcesz, to może jutro o siedemnastej.
- Pewnie, to przyjadę po
ciebie - puścił do niej oko.
- A wiesz gdzie? – spytała
ze śmiechem, kiedy odwrócił się i chciał już odejść.
- Właściwie to nie –
spojrzał na nią zmieszany.
Ania podała mu adres, który
zapisał na kawałku kartki. Pożegnał się z nią i poszedł do windy. Przez chwilę
stała i patrzyła za oddalającym się chłopakiem. Kiedy zniknął w windzie,
odwróciła się w kierunku drzwi, zapukała i weszła.
- Cześć tato - uśmiechnęła
się do mężczyzny siedzącego za biurkiem, podeszła do niego i pocałowała w
policzek - przyszłam trochę wcześniej, ale dobrze, bo trudno cię tutaj znaleźć.
- Cześć. Duża firma, ale
widzę, że sobie poradziłaś!
- Jasne, ale to dzięki
Michałowi, pomógł mi cię zlokalizować!
- Michał?
- Michał Radoszewski, nie
wiem kim jest, ale chyba tutaj pracuje.
- Nie, nie pracuje, to syn
prezesa. Ale wiesz chyba lepiej, gdybyś się z nim nie zadawała, słyszałem o nim
różne dziwne rzeczy.
- Jakie? – usiłowała
pociągnąć ojca za język.
- Nic nie wiem, ale
słyszałem, że jest bardzo rozpuszczony i nie należy się z nim zadawać,
cokolwiek to miało znaczyć - próbował jej wytłumaczyć, nie narażając się na
kolejne dociekliwe pytania.
- Tato nie przejmuj się, ludzie dużo mówią,
ale nie wszystko trzeba brać na poważnie.
- Wiem, jednak uważaj na
niego, obiecaj mi to - powiedział zatroskany, widząc błysk w jej oczach.
- Spokojnie, nie mam w
zwyczaju zostawiać głowy za drzwiami, przecież znasz mnie na tyle.
Mężczyzna spoglądał na stojącą przed nim córkę. Ania była
jego wielką radością, zawsze poważna i taka dobra. Martwił się o nią, żeby nie
trafiła na drania, który będzie chciał ją wykorzystać. Miał nadzieję, że nie
ulegnie urokowi Michała. Nie powiedział wszystkiego, co słyszał, chciał ją
tylko ostrzec przed nim i miał nadzieję, że Ania będzie trzymała się od niego z
daleka. Wstał z fotela, zebrał porozkładane na biurku dokumenty, wyłączył
komputer i skierował się do drzwi, puszczając ją przodem.
- Najpierw jedziemy do
sklepu musisz wybrać farby do salonu i do swojego pokoju, a potem pojedziemy po
meble, dobrze? – spytał, kiedy już usiedli wygodnie w samochodzie zaparkowanym
przed biurem.
- Pewnie, że tak, -
ucieszyła się. Rodzice w nowym mieszkaniu pozwolili jej zrealizować marzenie o
zaprojektowaniu salonu – jedyne, co mogę teraz to obiecać, że jak skończę
będziecie zachwyceni.
- Jasne. Tylko błagam,
żadnych ekstrawaganckich kolorów, żeby mama nie dostała zawału na widok twojego
dzieła - mężczyzna starał się zachować powagę, chociaż nie bardzo mu się to
udało.
Ania spojrzała na siedzącego
obok ojca i oboje wybuchnęli głośnym śmiechem. Sebastian wiedział, że miała
bardzo specyficzny gust, nigdy nie było wiadomo, co wymyśli.
Pojechali do sklepu, w dziale z farbami zeszło im prawie
dwie godziny, Ania bardzo starannie wybierała kolory, ostatecznie do swojego
pokoju wybrała piękny delikatny kolor błękitnego nieba, a do salonu karmazynową
czerwień. Sebastian był trochę przerażony, nie bardzo wiedział, co zamierzała z
tym zrobić, trudno mu było sobie wyobrazić cały salon w tak ciemnym kolorze,
ale nic się nie odezwał.
- Tato, chodźmy jeszcze na
dział z kwiatami, muszę zobaczyć storczyki, podobno mieli dzisiaj nową dostawę.
- W porządku. Jak widzę mam
zakupić kolejny storczyk do twojej wspaniałej kolekcji? Który to już będzie -
zaśmiał się na widok desperacji w jej oczach – dwudziesty czy trzydziesty, bo
już się pogubiłem?
- Oj przestań, jest ich już
znacznie więcej, ale ty dawno nie byłeś ze mną na zakupach - udawała obrażoną.
- Dobrze, dobrze, już nic
nie mówię. Chodź zobaczymy te piękne okazy i możesz sobie w nagrodę wybrać dwa.
Ania czuła się jak ryba w wodzie, buszowała pomiędzy
półkami w końcu wybrała dwa piękne storczyki. Przez pięć lat zebrała już wiele
różnych odmian i kolorów, żaden się nie powtarzał. Kochała te kwiaty, jej pokój
przypominał wielką oranżerię.
Zapakowali wszystkie zakupy na tył samochodu i pojechali
obejrzeć meble.
- Tato, ja wiem, że lubisz
swój stary fotel, ale kupmy coś nowego - próbowała przekonać ojca, pokazując mu
piękny skórzany komplet, idealny do salonu i jej koncepcji wystroju.
- No nie wiem, do tamtego
się przyzwyczaiłem - nie poddawał się. -
Niech tamten zostanie, wybierzmy coś innego.
- Nie ma mowy. - Ania była
stanowcza - Pozwoliliście mi urządzić salon, więc nie ma dyskusji – patrzyła na
niego błagalnym wzrokiem. Wiedziała, że tata zmięknie.
- Rany, ale z tobą robi się
zakupy, dobrze, bierzemy ten komplet, a co wybrałaś dla siebie? – ojciec w
końcu dał za wygraną. Wiedział, że nie ma sensu się z nią dochodzić, zawsze
potrafiła postawić na swoim.
Ania zaciągnęła go na koniec salonu, tam gdzie upatrzyła
już meble do swojego pokoju, Sebastian zapłacił w kasie i umówił się na termin
dostawy dokładnie za tydzień, w tym czasie akurat zdążą pomalować mieszkanie.
Po zakupach pojechali do Sukiennic. Była tam mała
kawiarnia, zamówili lody i siedli pod parasolem, żeby odpocząć po pracowitym
popołudniu.
- Złożyłaś już dokumenty do
nowej szkoły?
- Dzisiaj byłam, i dostałam
się, z moimi ocenami nie było żadnych problemów. Ale tak się zastanawiam, że
będzie mi brakowało Agnieszki, Dominiki i Majki, byłyśmy nierozłączne, a tutaj
nie znam nikogo, - Ania nagle posmutniała - Jednak jest coś, co pozwoli mi
zapomnieć o tym, że nie mam ich obok, nawet nie wiesz, co udało mi się dzisiaj
załatwić! - jej oczy ponownie rozbłysły blaskiem, który tak dobrze znał.
- Szczerze, to boję się
spytać! – miał jakieś przeczucia, ale nie był pewien, czy właśnie o to chodzi.
- Udało mi się załapać, jako
wolontariusz w hospicjum, tego najbardziej by mi brakowało. - jej spojrzenie
potwierdzało to, co mówiła.
- Czyli nie zrezygnowałaś z
tej pracy? - myślał, że po przeprowadzce zajmie się innymi sprawami, tym bardziej,
że praca w hospicjum dużo ją kosztowała. Widział jak bardzo przeżywała każde
pożegnanie z małym podopiecznym, znał powód, dla którego zdecydowała się na tą
pracę, ale liczył, że z biegiem czasu jej przejdzie.
- Żartujesz? Jak bym mogła,
przecież to całe moje życie, te dzieciaki mnie potrzebują… a ja potrzebuję ich
– dodała, poważnie patrząc na niego.
- Skoro tak twierdzisz,
szanuję twoją decyzję - uśmiechnął się - jestem z ciebie dumny. Naprawdę!
- Wiem tato, zdaję sobie
sprawę, że martwisz się o mnie, ale uwierz, dzięki pracy z nimi zrozumiałam jak
cenne jest życie, każda jego chwila, tego nie nauczysz się z książek, tego
można nauczyć się tylko przebywając z chorymi dziećmi. To one pokazały mi, czym
jest prawdziwa walka i prawdziwe życie.
- Wiem. Jesteś bardzo
poważna, mimo swojego wieku, ale może powinnaś poświęcić trochę czasu na
przyjaciół, na zabawę? Cały czas się uczysz, potem praca w hospicjum. Nie masz
zupełnie czasu dla siebie.
- Nie interesują mnie
imprezy, dla mnie to strata czasu. Wiesz, ile znaczy dla mnie to, co robię.
Nauka w pierwszej klasie nie była łatwa, tylko, że znowu będą nowi nauczyciele,
znowu trzeba będzie się wykazać. Ale poradzę sobie… tego możesz być pewny, -
pocałowała go w policzek – ale nie mówmy już o tym, lepiej pogadajmy o
remoncie. Mam wspaniały pomysł na salon, tylko musisz mi pomóc przekonać mamę.
- Anka, coś ty znowu
wymyśliła? Wiesz dobrze, jak mama reaguje na wszelkie szalone pomysły. - ojciec
był wyraźnie przestraszony.
- Spokojnie, nic takiego,
tylko musisz przekonać mamę do tego koloru, trochę wiary we mnie!
- Wiesz co, dopiero teraz na poważnie zacząłem
się zastanawiać, czy to był dobry pomysł z tym salonem. Może poprzestaniesz na
swoim pokoju? Co ty na to? – starał się mówić poważnie, ale nie do końca udało
mu się ukryć rozbawienie.
- Tato! Jak możesz! Nie
wierzysz we mnie, nie sądziłam, że kiedyś mi to powiesz - powiedziała smutno, w
jej oczach zobaczył łzy.
- Aniu… przecież żartuję,
wiesz doskonale, że gdybyśmy się z mamą obawiali, nie pozwolilibyśmy ci na eksperymenty.
Wierzymy w ciebie, niejednokrotnie udowodniłaś, że masz wspaniałe pomysły. -
był zły sam na siebie, że poczuła się urażona - Zobaczysz, że mama nie będzie
miała nic przeciwko temu, ja już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co
zaplanowałaś… - wziął ją za rękę i pocałował.
- Myślałam, że mówisz
poważnie, zrobiło mi się przykro… - cicho westchnęła, patrząc ojcu w oczy.
- Przepraszam, nie sądziłem,
że tak to weźmiesz do serca. Naprawdę, oboje wierzymy w ciebie. – chciał
załagodzić sytuację. Wahania nastrojów były czymś normalnym, jeśli chodzi o
Anię. Śmiała się, a za chwilę miała łzy w oczach, dlatego Sebastian nauczył się
już ważyć przy niej słowa, nigdy nie wiedział, co ją może urazić. Czasem było
to denerwujące, bo nie wiedział, czego się spodziewać. Inną jej cechą był ośli
upór, jeśli coś raz postanowiła nie było siły, żeby zmieniła zdanie. Nie ważne
czy była to słuszna decyzja czy nie, mogła się na niej sparzyć, ale
przetłumaczyć sobie nie dała.
Skończyli
jeść lody i wolno poszli w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu.
Rozmawiali o planach, jakie miała na wakacje.