14 lutego 2011
14 lutego 2011, poniedziałek ( walentynkowo )
Ale obciach,
dzień zakochanych...dobrze że z wiekiem przechodzi.
Miałem w wieku cielęcym wyobrażenie że miłość
to coś radosnego dającego szczęście dwojgu ludzi,
co prawda czytałem o różnych przypadkach nieszczęśliwej
a nawet tragicznej miłosci, nie przyszło mi wtedy do głowy
że poznam tę boleśniejszą strone uczuć.
Jako nastolatek dowiedziałem się o brutalnej rzeczywistości
związanej z życiem w społeczeństwie
'''jesteś utalentowany, przystojny, za dużo miał byś szczęścia w życiu
gdybyś jeszcze miał swój dom i szczęśliwą miłość.
nigdy do tego nie dopuścimy''
Potem zeswatali mnie z dziwka katolicka--przekręcała chłopaków,
potem szli na księży. Ale mają sposoby by księża żyli w celibacie,
patologia w czystej formie. Okaleczać kogoś psychicznie by nie
wiązał się z kobietą.
Fakt i tak zakochałem się, mam parę chwil pięknych wspomnień z nią,
warto ją było poznać. Nic też nie poradzę że grupa ideologów
podjudza do wojny płci, a ona wręcz jest fascynatką walki ze
złymi mężczyznami. Nie udało mi się wytłumaczyć jej, przez kilkanaście
lat, że to bezsensowna wojna.
Od 8 lat samotny, bezdomny poznaje smak życia w ''społeczeństwie''.
Wyzywają mnie od pedała, pedofila, kobieciarza.....swatają na siłe z kim popadnie
tłumaczą to, ona ma innego ty też musisz mieć inną. Pojebanie z poplątaniem.
Miłość nie sraczka, nie nażresz się węgla i ok.
Teraz czekam na finałowe ich działania, mam chory kręgosłup--celowo nie chcą
mi pomóc mam dostawać narkotyki jako lek przeciwbólowy, mają mnie oskarżyć
o plagiat...wyląduje prawdopodobnie niedługo w areszcie, potem poszprycują mnie
psychotropami, pozażywam ''leków''-- narkotyków i wyląduje w ''wariatkowie''.
Ach ta miłość i jej blaski... i cienie