3 lutego 2013
..., bo to pęknie w końcu....
Jedyne, co jest mi naprawdę wierne, to głód. Szkoda, że to trochę, jak noszenie ołowiu w głowie. Generalnie, nie trzeba, o tym pamiętać. Czasem tylko uciska nerw i blokują się serdeczne palce. Mały problem, ze zginaniem i prostowaniem. To, że szklana upadnie – bywa, no cóż… W sklepie, za 4, 50 są całkiem ładne, wyciskane, z lekko przydymionego szkoła, rozszerzane ku górze.
Kiedy przestałam jeść nie było tak źle. Pierwszej nocy śniło mi się, że krwawię. Śniło mi się, że mam dłonie pełne krwi i, że patrzę na nie ze smutkiem:
- I co ja mam teraz zrobić?
Następnej nocy śniło mi się, że muszę coś powiedzieć, ale nie potrafię, składanie liter i artykulacja wymagają więcej wysiłku niż jestem w stanie, z siebie wykrzesać.
Trzeciego dnia, w sklepie, zdałam sobie sprawę, z tego, że muszę myśleć nad kolejnym krokiem. Wszystko dookoła wydawało się smutne, histeryczne i nerwowe. Ekspedientki śmiały się.
Kolejnego dnia Zuza poszła do szkoły, a on wrócił do domu, bo okazało się, że nie ma zleceń.
- W końcu, jesteśmy sami. – Rzucił odpinając spodnie.
Siedziałam przed kompem i kończyłam artykuł, o przemocy seksualnej wobec dzieci.
- I co, znowu nie chcesz? Czuję się, jakbym mieszkał, z współlokatorką, zero seksu, zero intymności.
- Dobra, a jeśli, to zrobimy, dasz mi spokój?
- Dobra.
Na szczęście miałam jeszcze coś na obtarcia, co się aplikuje do wewnątrz. Wyszedł na balkon zapalić. Zamknęłam się w łazience i wycisnęłam zawartość tubki. Szczypało, jak cholera, ale co tam.
- Przecież minie, to zawsze mija…
Usiadłam delikatnie na poduszce, położyłam komputer z powrotem na kolanach.
Nie, nie było płaczu, żadnego obejmowania ramion. Otworzyłam swój artykuł i pisałam dalej, o „uwodzicielskim dziecku” Freuda.