16 stycznia 2014
16 stycznia 2014, czwartek ( Dotknięcie )
Jest wiosna 2012 roku. Jakaś sobota. Kilka minut po szóstej rano odjeżdżam z Olsztyna pośpiesznym do Katowic. Jestem tam umówiony od kilku dni. Mam być w Katowicach zaraz po 14:00.
Około ósmej rano docieram do Ciechanowa. Pociąg stoi tam trochę dłużej, wreszcie rusza. Peron jest pusty, jednak na jego końcu widzę kobietę w średnim wieku prowadząca rower wzdłuż jadącego pociągu po peronie. Długowłosa ciemna blondynka z włosami zebranymi w gruby warkocz, duży biust, rozłożysta pupa, silne masywne uda. Ubrana w brązową kurtkę (rozpiętą) z kapturem, czarny golf, czarne wąskie dżinsy i białe adidasy. Z przodu roweru ma zamocowany koszyk, a w nim wypchana reklamówka z logo Biedronki; z tyłu roweru na bagażniku umocowane spore tekturowe pudło oklejone taśmą. Obserwuję ją i jeszcze wychylam się przez okno, by widzieć, jak się oddala.
Pociąg zatrzymuje się jeszcze w Nasielsku, Nowym Dworze Mazowieckim i Legionowie. Następne zatrzymanie według rozkładu - Warszawa Wschodnia. Dochodzi godzina dziewiąta. Rozpędzony pociąg przejeżdża przez stację Choszczówka. Tam, na peronie, widzę... tę sama kobietę z rowerem i pakunkami, co w Ciechanowie. Przecieram oczy, duży łyk gazowanej mineralnej... Ona idzie w Choszczówce wzdłuż peronu... Dokładnie ona..., dokładnie w ten sam sposób.
Miedzy Ciechanowem a Choszczówką jest jakieś 80 km, których to na pewno nie mogła przejechać rowerem w ciągu niecałej godziny. Ani też samochodem. Gdyby nawet wsiadła w jakiś ekspres w Ciechanowie, który by wyprzedził mój pociąg i wysiadła w Legionowie (chociaż tam ekspresy nie zatrzymują się i żadnego nie widziałem po drodze wyprzedzającego), też by nie zdążyła na ten czas. Nawet gdyby wskoczyła do mojego pociągu w Ciechanowie i wysiadła w Legionowie. To, co prawda tylko pięć kilometrów do Choszczówki, ale rowerem wzdłuż torów w ciągu jakiś trzech czy czterech minut byłoby niewykonalne.
???