3 kwietnia 2014
Introligatornia
Och, wczoraj poszłam zwojować świat:
stukały trzewiki o płyty chodników
i tylko schody, schody, schody
i potem w prawo i prosto.
Lecz to nie ten świat – rozmowa się nie klei,
więc idę dalej, nad rzekę.
Za marną furtką, za starymi drzwiami,
czarne żelazne maszyny
zastygłe w historycznej pozie,
jak mężczyźni w długich fartuchach,
którzy w wolnej chwili myślą o domu i dzieciach.
Jest coś wiecznego w ich blatach i tłokach;
w trybach i smarach;
w zapachu i mroku pomieszczenia.
Wielkie okno patrzące na tamę
piętrzącą w dół wodę. Uścisk dłoni.
A gdy do siebie wróciłam już,
trzewiki zzułam i w kąt je odrzuciłam,
bo tylko łóżko, łóżko, łóżko
i w głowie, jak na boso.
.