9 lipca 2012
Perłożer
poranek. kilka kwiatów unosi się w powietrzu
wyrwały się z korzeniami. zapiekło
potem ulga, wyżej, ponad szarą rosę
płatki już nigdy nie uschną. nie mają prawa
pluję na deskę i w pianie gaszę papierosa
w kieszeni kilka zatrutych mandarynek
nie pamiętam, kto mi je dał
piję piwo z plastikowej butelki. słonawe
gdzieś tam, chyba w ziemi- krzyk
nieludzki
wieczór. kruche płatki spadają na trawę
twarde lądowanie w samym sercu łąki
nieczytelne listy, pełne szmeru, powróciły z nieba
słowa spływają powoli, od niechcenia
skraplają się na brzegach liści
noc. piszę ostatni wiersz w tym roku
serce wypełniają srebrne kulki
polana cuchnie spirytusem, benzyną
brakuje mi iskry, by wydostać się
na powierzchnię
skończył się jeszcze jeden dzień pełen juchy i satyny
jutro podpalę, jutro się odważę
i nie znajdziecie mnie za gorącym horyzontem –grożę
krzyk ucichł na dobre
zostaną na zawsze w ziemi. kimkolwiek byli
24.06- 09. 07 2012 r.