7 grudnia 2015
Ognik
istota drzemiąca w kołysce. metal na skórze
złotawe cienie przewieszone przez ramiona
to samiczka o ciele z litego popiołu. przesiewam ją
włosy znikają pod naporem palców
imię kruszy się. mogę nadać nowe
i będzie moja, jak ulał
a teraz krok w krok, nie odstępuj. rzucam drobniaki
za zerwany chwast, za przecięcie wstążki
i biegnij do swoich, śpiących w ruinach hali produkcyjnej
krzycz, ile sił. z dumy
że już urosłaś, przegryzł więzy. i już nie parzą
płomyczki przez które cię wygnali
szukamy języka wrodzonego
szesnaście groszy wygrane w totolotka starczy na wycieczkę
Koło podbiegunowe albo Sahara- wybieraj
wszędzie jak w lusterku: ślady zarastają kwiatami
tłum pada na kolana przed tkaniną
miód równie gorzki
koguty bez głów tańczą tarantellę
tylko pod spodem cisza, utajona radość
ostrzą na nas majchry, myją stoły i talerze
niedługo wyżerka
sąsiad uśmiecha się krzywo
znów pozostaną głownie, okopcone szyby