22 sierpnia 2015
Faux queen cz. III.
VII.Kim tak naprawdę jesteś? Wymykasz się prostym określeniom. Co to w ogóle za pomysł, by próbować cię zdefiniować? Tak się nie da, za pomocą języka co najwyżej można... a, lepiej nie będę kończyć. A więc jesteś. W każdej historii inna, bardziej fascynująca i nieodgadniona. Nosisz w sobie tajemnicę, gorzki sekret sprzed lat., wieków, spoza czasu. Nigdy nie odważę się go poznać. Po co iść na łatwiznę? Więc bawmy się w kotka i myszkę, zwiedzajmy coraz dziwaczniejsze światki. A każdy będzie płaski, dwuwymiarowy, jak rycina w podręczniku anatomii, przekrój ludzkiego ciała.Zobacz: tu mam wątrobę. Nadwątlona co prawda, ale parę sezonów powinna jeszcze wytrzymać. A to długopis- tani, za niecałą złotówkę. To mój najważniejszy organ, przy jego pomocy mogę cię mieć. Nie ,,zrozumieć", to - jak powiedziałem- niewykonalne, albo kompletnie zbędne. I nie na miejscu, największe faux pas w życiu. Mogę tak zwyczajnie, nagle mieć cię całą. tylko dla siebie. Wywalić do zsypu, albo zepchnąć z dachu. Po chwili żałować tej decyzji, wrócić do mieszkania z tobą pod pachą. Przeprosić.Pamiętaj:' bywam zwierzątkiem, którego przypadkowo dotknęłaś podczas kontaktu z jakimś frajerzyną, co bał się ujawnić. Pewnie już kojfnął na serce, pikawa nie wytrzymała rozłąki z tobą. Wciągasz. Uzależniasz. Widzę cię w oczach Agnieszki, w rozbitych kieliszkach. Próbuję opisać najlepiej jak umiem. Ciągle szukam odpowiedzi na pytanie: kim jesteś?VIII.Lekarz zobaczył we mnie cyklopa. Zima była wtedy wyjątkowo ciężka, wręcz na granicy klęski żywiołowej. Wojsko, milicja, ORMOwcy, kto żyw brał łopatę, szuflę i naginał by ratować kraj. Na ulicach- tunele, ludzie w nierównej walce z dwumetrowymi zaspami i białym skurczybykiem, który padał, padał i padał. Stara skoda ledwie odpaliła. Silnik rzęził ostatkiem sił- że zacytuję klasyka. Rodzice jakimś cudem dojechali na porodówkę. A tam- nie uwierzysz- balanga w najlepsze. Cały personel ,,pod dobrą datą". Ogrzewanie nie wyrabiało, kaloryfery były prawie lodowate, więc towarzystwo rozgrzewało się w najlepszy i najgorszy zarazem sposób. A wiesz- wtedy alkohol był niewiele droższy od wody mineralnej. Nawet szampan.No więc- tu nastąpił drugi cud i poród odbył się bez większych komplikacji. Nie powiesiłem się wewnątrz matki na pępowinie, nie doszło do fatalnego w skutkach niedotlenienia. Na świecie pojawił się kolejny obywatel- wówczas socjalistycznej- ojczyzny. Ta chłodno go przywitała. Podobno przez trzy dni oddział noworodkowy dogrzewano farelkami.Koszmarnie ujemne temperatury, często oscylujące w granicach zera bezwzględnego przetrzebiły bezwzględnie brać pijusów. Po kilkunastu zgonach obwiesie bali się wychodzić na dwór. Okupowano klatki schodowe, piwnice, dekowano się po strychach i pakamerach. A najczęściej- w miejscach pracy. Świętej pamięci mama omal nie zemdlała, gdy skacowane pielęgniary doniosły jej, że dziecko otrzymało zero punktów w skali APGAR, a w karcie- teraz będzie dobre- w karcie ZGONU półprzytomny położnik wpisał ,,Zespół letalnych wad wrodzonych płodu, cyklopia, nie wykształcone małżowiny uszne, brak nosa i warg".Nie mam zielonego pojęcia, co w pijanym widzie zobaczył szanowny pan doktor. Może stanęła mu przed oczami zjawa dziecka, które przez przypadek bądź zaniedbanie okaleczył lub pozbawił życia.W każdym bądź razie ja miałem nos i usta. Gdyby nie ojciec, który wpadł do pokoju lekarskiego i -najdelikatniej mówiąc- zrugał światłego medyka, pewnie trafiłbym do innej pary, moi prawdziwi rodzice pochowaliby pustą trumienkę. Albo wywalono by mnie do bidula. Bo po co takiemu rozrywkowemu towarzystwu nadprogramowy bachor, niemowlę- superata, na dodatek nie wiadomo czyje? Jestem pewien, że nie trzymaliby znajducha wiecznie w szpitalu. Może jakieś małżeństwo z RFN sypnęłoby markami i pojechałbym w bagażniku Opla Ascony do Niemiec? Sporo naszych sierot tak skończyło. W każdym razie- ocalałem. Gdy afera przycichła, rodziców uproszono, by nie nadawali dalszego biegu sprawie, odbyło się bez milicyjnej interwencji. Z kinolem i uszami, drąc się wniebogłosy wróciłem do domu. Ale na tym historia się nie kończy. Gdy tylko matka opowiedziała mi o całym zdarzeniu, a miałem wówczas nie więcej jak sześć- siedem lat, noszę w sobie piętno. Zakodowałem w głowie, że coś musi być nie tak z moim wyglądem, skoro- swoją drogą pijany jak bela, ale bądź co bądź lekarz- widział we mnie cyklopa, dziecko koszmarnie zdeformowane, potworka. Tego nie da się wymazać z pamięci. W innym wymiarze, w życiu pozagrobowym jestem monstrem z jednym, nigdy nie zamykającym się okiem na środku czoła. Mam synka. Uroczy szkrab o imieniu Polifem.IX.Ogłoszenie: sprzedam prawa do nazwiska de Nath za miskę soczewicyX.Pozostaje kwestia listu pożegnalnego. Nie chciałbym wychodzić po angielsku, bez chociażby paru słów na do widzenia. Agnieszce należy się wyjaśnienie, że... ze właściwie co? Poległem w walce z etosem pisarza- pijaka, świadomie zostałem nałogowcem, by być przez to fajniejszym i postrzeganym jako genialny prostak, oświecony żul? Z głupia frant wpędziłem się w uzależnienie, licząc na choćby minimalne zainteresowanie moją pisaniną dokonywałem eksperymentu na własnym ciele, zmutowałem w paskudną kreaturę. Goniąc za mirażami potknąłem się i wyrżnąłem twarzą w beton. A raczej szkło, pokłułem się ostrymi odłamkami. Spod powieki jedynego oka wystają igły. Nie boli, jedynie trochę piecze. Patrzę na śmierć Matki, przełożonej fikcyjnego zakonu prostytutek sakralnych. Jej bezwładne ciało pada na posadzkę. Już nie musi niczego żałować. Z uczuć pozostał jedynie chłód. Każą mi połączyć się. Skupiony jak jasny gwint próbuję nawiązać kontakt. Jest. Słabo wyczuwalne bicie serca, kontur twarzy na ekraniku. Pierwszy raz pozwalam mężczyźnie zbliżyć się. I przełamać wszelkie bariery.Bezimienny klient otacza mnie. Wchłaniam się, nie bronię. Na nic zdałby się opór, koleś mimo pozornej gamoniowatości jest bardzo męski. Brałem go za cieniasa i maminsynka, tymczasem on aż kipi od testosteronu. Chcę coś powiedzieć, ale zapominam języka w gębie, staję się małą, bezbronną dziewczynką prowadzoną na smyczy w nieznane. Może w dół, z balkonu. Lub przeciwnie- na spotkanie Zwierzęciu. Poddaję się, Panie. Rób na co masz ochotę. Nie mam wspomnień ani własnej woli. Wypchaj mnie, niczym szmacianą lalkę. Czym chcesz: pieniędzmi, gazetami sprzed stu lat, papierami wartościowymi. Jesteś upośledzonym synem mego sąsiada, panem od fizyki z podstawówki, kasjerem ze stacji Orlen, na którą przyjechałem przedwczoraj. Spotykałem cię dziesiątki razy, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Czasami biorę cię za Agnieszkę lub zmarłą matkę. Odrywasz mi, złośliwcze, uszy i wargi, po czym przyklejasz zamienione miejscami. W odwecie zrywam krzyże z kopuł naszego kościoła, kaleczę statyczne pyski świętych, wybieram im ślepe oczy. Czasem posuwam się do okrutnych żartów, napełniam kamienną chrzcielnice kwasem i pękam ze śmiechu patrząc, jak nowa Matka zanurza w niej dziecko jakichś wieśniaków. Potem, wrzeszcząc jak opętana, wyciąga sztukę surowego mięsa. Parzy. Schodzi skóra z dłoni. Pojawiają się bąble. Łup! Z rąk wylatuje umierający bachor. Hekatomba, istne piekło, wyjący ludzie rzucają się na ratunek równie wyjącemu niemowlakowi. Podkuszony przez samego czorta zsyłam na malucha śmierć. Najokrutniejszy dowcip w historii. Czasami dąsasz się o to, wypominasz, choć cała sytuacja miała miejsce przed rokiem, jutro, a właściwie nigdy.Szukasz grobu nieistniejącego malca, by zapalić znicz, modlić się o rychłe wyzdrowienie fikcyjnej Matki.Życie zlało się z wyobraźnią, fantazje wskoczyły nam na grzbiety. Za grube bitcoiny kupujemy usługi najemnych bandziorów, opłacamy obicie gęby konfidentowi zza ściany, ulubionej wokalistce, która ostatnio nagrała beznadziejny kawałek, policjantom i złodziejom, biurwom i politykom. Jak tak dalej pójdzie przetracimy wszytko i będziemy zmuszeni pójść pod most, goli jak święci tureccy, ale szczęśliwi, że prawie każdy w tym kraju dzięki nam dostał tęgi łomot.Na ukradzionym spod hipermarketu składaku udamy się w podróż dookoła świata. Pewni, że już z niej nie wrócimy wyniszczymy się pijąc denaturat z jednego kubka z najparszywszymi obszczymurami jakich Ziemia nosiła. Przy ognisku, paląc śmieci zanucimy ,,Bogurodzicę", ,,Kryzysową narzeczoną" i jakiś hit Dody.Zamknij jedno oko, Agnieszko, położę na nim elektroniczny pieniążek.