1 marca 2017
Kaclekadistino (cz.II)
III.
Parch ma na imię Marzena i mieszka w sąsiedniej wiosze. Czemu tak ją przezywam? Bo to parch, zasłużyła. Nie zdziwiłbym się, gdyby ostatni raz myła się w podstawówce. Patologia ze stojącej daleko od szosy, zielonej chatynki. Jej rodzice są stuprocentowymi burakami. Ojciec- śmieszny facecik chodzący codziennie w peerelowskim garniturze, a raczej tym, co z niego zostało (podszewka istnieje jedynie w strzępach-.przypadkowo zobaczyłem, jak wyjmował portfel) i gumofilcach. Zabawny, czerwonogęby menel piastujący zaszczytną funkcję palacza w szkolnej kotłowni. Za to od mamuśki wieje grozą. Typowa ,,baba borowa", kocmołuch zasadniczo po zasadniczej zawodowej. Tępy, pokrzykujący diabli wiedzą na co babsztyl ma coś z Judytki, równie rzadko wychodzi poza podwórze. I drze japsko. A to na kury, męża- łachmaniarza, a to na jedno z siedemnaściorga dzieci (Marzena jest najstarsza i - śmiem twierdzić- najbrudniejsza, to wyjątkowo nieudany prototyp). Całe to syfiarstwo Parch wyssała z mlekiem matki, są siebie warte. W piekle powinny trafić do jednego kotła (biedne diabły miałby problem z odszorowaniem ,,czyścioszek").
Obie wizualnie sprawiają wrażenie weneryczek. To trudno wyjaśnić, po prostu patrzysz na którąś z nich i w twoim umyśle rodzi się pewność, że ona ma kiłę! Że pod spódnicą, czy długim ,,gotyckim" płaszczem, jaki M. nosi nawet w największe upały, drzemią krosty, szankry, krętki blade. Syfilityczność pełną gębą, dwie panie składające się z zarodźców malarycznych, pałeczek dżumy i wirusów HIV.
Z buzi Marzena nie jest brzydka, ma co prawda parę pieprzyków- myszy, wystające zęby, włosy koloru ,,świński blond", ale określiłbym ją jako ,,całkiem przeciętną". Wszystko psuje przeklęte niemycie się, chodzenie w- tu dobre określenie- powłóczystych szatach i dziwna, odpychająca powaga, ujemne poczucie humoru. Domorosła kapłanka szatana z podchełmskiej wioseczki. A może to wiccanka, najprawdziwsza wiedźma?
Jak tam, wraz z mamusią gotujecie koty, kozie łby, przyrządzacie napary z króliczych łapek i trzewi żaby?
Półleśne czarownice podczas tylko sobie znanych rytuałów rzucają zaklęcia, wszystkie plagi egipskie z ich ciał przechodzą na ,,wrogów".
Ktoś krzywo spojrzał? Bum!- AIDS. Sklepowa nie chciała dać ,,na zeszyt"? Bum!- gruźlica i SARS.
Skrajny kompleks niższości i masochizm wykluczają mnie ze świata mężczyzn, uniemożliwiają choćby myślenie o znalezieniu normalnej partnerki. Stąd fantazje o największych odrzutkach, najgorszych laskach jakie znam. Choć wstyd, pozwalam sobie nawet na obsceniczne marzenia o biednej Judycie. Przecież nie chcę dla niej źle- rozgrzeszam się jak ostatni zboczuch. Niech ma coś z więziennego, pustelniczego życia. Siwy, gruby ojciec- mors z falującym podgardlem i matka o pięknych, złotych, radzieckich koronkach na przednich zębach prowadziliby ją do ołtarza. A raczej wlekli, wierzgającą i drącą się na całe gardło ,,kurrrwaaaa".
Kaplica satanistyczna, niczym we śnie. Ksiądz- Gomułka.
-Czy ty, Florianie de Nath bierzesz sobie tę oto Judytkę I. za żonę i absolutnie nic jej nie ślubujesz?
-Tak.
-Czy ty... nieważne. Ogłaszam was mężem i żoną. A teraz zgnijcie razem, stopcie się w jedną grudę żużlu. Masz swoją wyśnioną panienkę, dysmorfofilu, grafomanie. Oto twoja Galatea z kości słoniowej i piasku, człekokształtna pustka. Baw się nią, pozwól, by gryzła, opluwała. Brzydzę się tobą, oblechu- sapie towarzysz (wiem, wiem, w jego czasach nie istniało ostatnie słowo).
Co gorsza- ma rację. Doszło nawet do tego, że za szczyt perwersji uważam fantazjowanie o zdrowych, normalnych, czystych dziewczynach.
Takich, które umieją mówić, nie jeżdżą na wózku inwalidzkim, nie modlą się do demonów na rozstaju dróg jak M. Z sykiem topię się. Plama rozgrzanej gumy, plastiku, kłęby smolistego dymu.
Chyba fiksuję na dobre. Samospełniająca się przepowiednia- im dłużej uważam się za szmatę, tym bardziej się nią staję. Przecież te myśli są chore! Nikt nie powinien śmieć marzyć o seksie z tak ułomną dziewczyną. Jej należy tylko współczuć. A ja właśnie idę ścieżką ohydy, płynę przez szambo i dobrze mi z tym. Noc poślubna. Dla obojga byłby to ,,pierwszy raz". Kocham cię, Judytko. Pieszczę, całuję twoje wady. Krzyczysz jak opętana, okładasz pięściami po twarzy, gdy zdejmuję bluzkę, wkładam obleśne łapy pod spódniczkę.
Uwielbiam twoje kalectwo, bo tylko dzięki niemu moglibyśmy być razem. Mentalny kastrat, którego nie zechciałaby zdrowa laska i wieczne dziecko, na które nie spojrzałby żaden inny facet.
I byłoby nam dobrze, pchalibyśmy wóz łajna zwany życiem. Toczyłby się powolutku na kwadratowych kołach. Czytałbym ci pokraczne opowiadanka, a ty patrzyłabyś niewidzącym, pustym wzrokiem nie rozumiejąc ani słowa.
Kto wie, może nawet polubiłabyś seks? Wiem, że to karalne, za miłość z tobą można trafić do paki.
Barbarzyńskie prawo zakazuje przyjemności, a więc powiększa ogrom strat, jakich doznałaś przez chorobę. W zasadzie nie zaznajesz szczęścia poza błahostkami, typu otrzymanie nowej zabawki. Durny prawodawca skazuje cię na życie jak zakonnica. W imię czego?
Cnota ci zjełczeje.
Parch chyba nie ma chłopaka. Kto chciałby ponuraczkę i brudasa? Chyba tylko jakiś wiecznie napruty chłopo- robotnik. Ale ona ma przynajmniej teoretyczne szanse na znalezienie kogoś. Ty- nie. Święta Judyta zawsze dziewica, Panna Nad Pannami wyrzeźbiona w białym węglu, gołębica- symbol pokoju, flaga oznaczająca poddanie się. Jesteś jak nienapisany wiersz. Jest tylko tytuł- ,,Pożądanie".
Tak naprawdę istniejesz jedynie w teledysku ,,Porcelain heart", twoja dusza jest uwięziona w opuszczonym pałacu na krańcu świata.
Twoje puste, jałowe życie to labirynt bez wyjścia. Mam ochotę przebić ściany, przegryźć kratę. Ucieklibyśmy z klipu Opeth do realnego świata.