29 sierpnia 2011
28 sierpnia 2011, niedziela ( Podeszwa )
ile czasu dziennie zajmuje nam myślenie o podeszwie?
Dziś o niej pomyślałem. Prżez moment nawet czule.Potem jednak świadomość, że "to"tam jest przylepione do podeszwy buta, nie dawała mi spokoju.Woń, unosząca się w samochodzie od momentu odkrycia źródła narastała wypełniając nozdrza, koncentrowała wszystkie myśli, zalewała wątrobę. I kiedy po odebraniu telefonu w słuchawce padło pytanie "a o czy myślisz?", nie miałem wątpliwości co odpowiedzieć: O! gównie!...
Podeszwa - przypadkowy sojusznik w zmaganiach z zagrożeniami jakie czyhają co krok, teraz stała się przekleństwem. Nagle zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nic o niej nie wiem. Nie mogłem sobie przypomnieć jak wygląda, jaki pozostawia ślad, w końcu jakiego jest koloru, a przecież przyjmuje na siebie całą czarną niewdzięczną robotę. Izoluje od temperatury, wyrównuje drobne nierówności terenu, niweluje drobne kamyczki, szkła. A ja teraz zupełnie pozbawiony wdzięczności, kiedy wpadła w ...kłopoty, myślę o niej z nienawiścią.
Powinienem się zatrzymać gdzieś na poboczu. Coś z tym zrobić, jakoś wytrzeć, zapomnieć, ale myśl o zabraniu się do tej pracy napawała takim obrzydzenie, że gotów byłem prędzej zatrzymać się przy sklepie i kupić nowe....
I wtedy przyszła refleksja, że przecież moja niesympatyczna sytuacja, to wypisz- wymaluj biedny los polityka. To ja jestem podeszwą. Wykonuję mało wdzięczną robotę, o której nikt nie wie, nawet o tym że w ogóle umożliwiam mu przemieszczanie się od początku kadencji. Jej koniec to właśnie kupa na rzeczonej podeszwie. Trzeba coś ze mną zrobić, choć czasem moje potrzeby powodują odruchy wymiotne...
Zatrzymałem się na poboczu. Nie jestem pieprzonym politykiem...