13 września 2011
13 września 2011, wtorek ( lechnamczyk )
Od lat obserwuję przylepioną do rozdwojonej jaźni spadkobierców walecznego ludu Sarmatów, małą cichą społeczność wietnamską. Mam do niej wielką sympatię. Trochę za sprawą pewnego podobieństwa sytuacji geopolitycznej obu naszych narodów ( groźny sąsiad),trochę za męstwo i determinację w walce z Francuzami, a potem Amerykanami.
W centrum Warszawy, na osiedlu"Za Żelazną Bramą", w klitkach wieżowców budowanych przez oszczędnego Gomułkę pomieszkuje duża liczba gości z Azji. Widać ich na placach zabaw z gromadką dzieci, na pobliskim bazarze, w przedszkolach, szkołach osiedlowych po kilkoro w klasie. Stanowią element krajobrazu, wrośli w to miejsce, nie wywołując praktycznie żadnych emocji.
Podobno w statystykach jest tak, że ani jeden Wietnamczyk jeszcze nie umarł. Nie ma ich na cmentarzach, a ci przyjeżdzający do Polski w latach 80-tych, nadal zachowują młodzieńczy wygląd i krzepę. Nie wiem jak jest naprawdę, ale nie słyszałem rzeczywiście o miejscu pochówku jakoś szczególnie ulubionym przez tę nację. Ale ja nie o tym.
Dzieci. To one stanowią dla mnie zagadkę. W każdej populacji rodzą się dzieci zdolne, mniej zdolne, z adhd, itd. Wyjątkiem jest mężny naród Wietnamu. Bóg zapomniał obdarzyć ich nieudanymi pociechami. Wszystkie są zdolne. Dobrze się uczą. Świetnie rysują,tańczą, śpiewają, są sprawne fizycznie i psychicznie. A przy tym nie są bite, maltretowane przez dorosłych, opiekują się rodzeństwem. Jak na rany oni to robią?. Gdzie jest klucz do takiego wychowania dzieci?
Niedawno w szkole syna na olimpiadę polonistyczną wysłano
najlepszego polonistę ze szkoły. To był Antek cośtamcośtam.uroczy Wietnamczyk najlepiej mówi, pisze po polsku z całej szkoły!!!
Qrwa!!!. Szlag mnie trafił....