9 września 2012
Pierwszy krok
Stało się to sama nie wiem, kiedy ani jak. Dopiero po jakimś czasie się dowiedziałam, że to się jednak stało. Ehh… trudno mi było w to uwierzyć, ale zakochałam się w nim, w moim najlepszym przyjacielu…
Znałam go w sumie od zawsze. Czasem nawet mi się wydawało, że jest moim starszym bratem. Zawsze mnie bronił, stał za mną murem, bawił się ze mną w piaskownicy, chodził ze mną po drzewach. Była to przyjaźń doskonała, lecz musiało się stać TO! Byłam pewna, że to kiedyś się stanie, ale miałam nadzieje, że może jednak nie, że jakoś nas to ominie.
Pamiętam ten dzień, gdy uświadomiłam sobie, że to już się stało. Było piękne popołudnie, słońce pięknie świeciło, żadnej chmury na niebie. Leżeliśmy zmęczeni na łące po pływaniu w rzece. Pływaliśmy tam we czworo: Piotr, Anka, Zdzisiek i ja. Chlapaliśmy się jakąś godzinę, później poszliśmy na pobliską łąkę. Padliśmy tam i leżeliśmy nie mając siły ruszyć czymkolwiek. Po jakichś dziesięciu minutach Anka i Zdzichu poszli do domu, a my zostaliśmy sami.
Leżałam koło niego i słyszałam jego szybko bijące serce. Nigdy wcześniej nie zauważałam tego aż do teraz. Obróciłam się na bok i oparłam na łokciu. Miał zamknięte oczy. W słońcu jego brązowe włosy migotały złotem, a jego piegi stały się mniej wyraźne, jakby rozmazane. Pachniało od niego świeżo skoszoną trawą.
Powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego uśmiech. Czułam w głębi serca, że źle robię, ale zignorowałam to i nadal wpatrywałam się w niego.
- Trochę tu gorąco. – stwierdził z ironicznym uśmieszkiem.
- Niee… coś ty. Jest tylko jakieś trzydzieści pięć stopni w cieniu, to optymalna temperatura dla rozwoju człowieka. – odpowiedziałam i oboje wybuchliśmy śmiechem.
Śmialiśmy się tak przez chwilę, gdy nagle on umilkł. Ja również przestałam się śmiać i spojrzałam na niego pytająco. On spojrzał mi głęboko w oczy, a jego twarz znalazła się niespodziewanie bardzo blisko mojej. Poczułam, że moje serce zaczyna bić dużo szybciej, jakby chciało uciec jak najdalej ode mnie.
- Wiesz… dziwne że tego wcześniej nie zauważyłem, ale masz piękne oczy, jak dwie studnie bez dna, w których mógłbym się utopić.
To zdanie zbiło mnie na chwile z pantałyku. Oblałam się rumieńcem i spuściłam wzrok. On uniósł mi brodę i zmusił do patrzenia na siebie. Z jednej strony nie chciałam na niego patrzeć, ale z drugiej sprawiało mi to niesamowicie wiele przyjemności.
Zbliżył się jeszcze bardziej do mnie, był teraz tak, blisko że prawie dotykaliśmy się nosami. Serce zabiło mi jeszcze mocniej. Obawiałam się, że Piotr je słyszy i na moich policzkach znów zakwitły rumieńce.
- Nie musisz się mnie wstydzić.
- Ale ja się nie wstydzę. – wyszeptałam.
- A więc, po co te rumieńce?
- Moje serce… ono tak mocno bije. – powiedziałam półgłosem.
- A więc trzeba je uspokoić.
I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Pocałował mnie!!! Całował mnie długo, bardzo długo. Krew szumiała mi w uszach, a serce jakby na chwile mi zamarło.