26 maja 2011
Przyjacielu ...
Przyjechał za wcześnie. Przynajmniej tak początkowo myślał.
Zaparkowanie nie przedstawiało żadnych problemów wobec rozmiarów cmentarnego parkingu.
Po drugiej stronie ulicy, na lewo od bramy cmentarza, stało kilka małych budek i otwartych straganów z kwiatami.
Stefan przez długą chwilę zastanawiał się, które kwiaty byłyby najstosowniejsze (tak naprawdę nie cierpiał tego określenia, było zbyt bezduszne).
Żałował, że nie spytał Teresy, swojej koleżanki z pracy, ona na pewno doradziłaby najlepiej. Z drugiej strony, wątpił, czy zdołałby przełamać się i rozmawiać z kimkolwiek o śmierci Karola.
Zdecydował się na bladożółte róże. Z wiązanką w ręku skierował się do otwartej bramy.
Cmentarz był rozległy, a kaplica oddalona od bramy głównej prawie o kilometr.
Nie był pierwszy, jak mylnie sądził po dojechaniu na parking.
Przy wejściu do kaplicy stała spora grupa osób. Wdowa po Karolu, w woalce zasłaniającej twarz, wspierała się na ramieniu brata swego zmarłego męża.
Stefan zawahał się, ale w końcu nie podszedł do niej. W prasowym anonsie prosiła o nie składanie kondolencji.
Wiedział, że to kiepski pretekst, nie chciał sam przed sobą przyznać, że panicznie wystraszył się potencjalnej niezręcznej ciszy nieuniknionej, w jego mniemaniu. Próbował w myślach znaleźć odpowiednie słowa, jakich mógłby użyć rozmawiając z nią, ale w głowie miał kompletną pustkę.
Za życia Karola jego żona zawsze była uprzejma, wręcz serdeczna wobec Stefana, ale wyczuwał, że ich długoletnia przyjaźń budzi w niej pewną niechęć, może zazdrość?
Na prawo od rodziny zmarłego dostrzegł inną grupę, znacznie mniej liczną.
Od razu rozpoznał grubą Elkę, która od czasów szkolnych niewiele się zmieniła i którą czasami spotykał się w różnych miejscach osiedla.
Podszedł wolno i, nie wiedząc dlaczego, nagle mocniej zacisnął rękę na wiązance. Zupełnie jakby obawiał się, że ktoś będzie usiłował mu ją wyrwać. Ze zdziwieniem uświadomił sobie niedorzeczność swojego zachowania.
Cześć – rzucił zdawkowo, gdy do nich dotarł.
Nikt mu nie odpowiedział, jedynie Elka uśmiechnęła się nieznacznie i lekko dotknęła jego dłoni.
Przez długą chwilę wszyscy milczeli (stosownie - pomyślał z ironią). Ukradkiem tylko obrzucali się nawzajem zaciekawionymi spojrzeniami, w końcu widzieli się w większości kilkanaście lat temu.
To straszne – Elka przerwała w końcu ciszę – Żeby tak głupio stracić życie!
To prawda – powiedział Zbyszek, niegdysiejszy licealny amant, dzisiaj facet z pokaźnym brzuszkiem i zakolami.
Stefan wyczuwał, że od niego, jako najlepszego długoletniego przyjaciela zmarłego, oczekują jakiejś wypowiedzi. Ale milczał. Nie miał siły nic mówić. Czuł złość.
Na Karola, na siebie, na cały świat.
Nie rozumiał, dlaczego nic, oprócz tej złości, nie czuje. Miał niemal wrażenie, że uczestniczy w czymś co nie dotyczy ani jego ani Karola.
Gdzie żal i smutek, który powinien mu towarzyszyć zaraz po tym, jak dowiedział się o śmierci przyjaciela?
Rodzina Karola ruszyła wolno do kaplicy.
Stefan, uwolniony od towarzystwa innych, stanął w kącie na prawo od drzwi.
Starał się usilnie nie patrzeć na katafalk, gdzie w otwartej trumnie leżał Karol z woskową twarzą i krzyżem w złożonych na piersiach dłoniach.
Stefan podświadomie bał się, że, jeżeli spojrzy, to widok leżącego w trumnie Karola będzie go prześladował.
Wpatrywał się w czubki swoich butów, znowu mocniej ściskając wiązankę.
W czasie mszy do jego świadomości ledwo docierał monotonny głos.
Niespodziewanie pomyślał, że smutek i powaga na twarzy księdza, patos w jego głosie, to tylko część przedstawienia, odgrywanego w tym miejscu już setki razy.
Ta myśl go zmroziła. Przecież ten ksiądz mógł znać Karola! Dlaczego w ten sposób myśli o innych ludziach?
Jego wzrok na chwilę zawędrował w kierunku wdowy. Przygarbione, jakby zwiotczałe plecy lekko drgały a głowa opadła. Płakała.
Później, już w domu, Stefan przypomniał sobie uczucie ulgi, gdy, po złożeniu wiązanki na grobie, mógł stamtąd odejść.
Ogarnęło go wielkie zmęczenie.
Nagle, nie wiadomo dlaczego, przypomniał sobie o sprawie, o której bardzo chciał z Karolem pogadać.
I tak samo nagle w ułamku sekundy przeszyła go myśl, że to już niemożliwe. Karola nie ma. Nie ma i nie będzie.
Tylko dlaczego to uczucie straty dopadło go dopiero teraz? Czy to normalne? Czy tylko on w taki sposób tego doświadcza?
Pochylił się w fotelu i ukrył twarz w dłoniach.....