Proza

bosski_diabel


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

16 lipca 2012

Sekrety

Mamy tutaj książkowe rojenia, mamy tutaj serce
rozjątrzone teorią; widocznie tu jest zdecydowanie
się na pierwszy krok, ale zdecydowanie się
osobliwego autoramentu: człowiek się zdecydował,
ale tak jakby runął z wysokiej góry,
jakby spadł z dzwonnicy: poszedł
popełnić zbrodnię, jakby nie na własnych nogach.
Zapomniał przymknąć drzwi za sobą, a zabił (...)

F. Dostojewski "Zbrodnia i kara"


Kim jesteś? Kto pozwolił ci naruszać mój spokój? Dlaczego 
śpisz z głową opartą na moim ramieniu? Czy znasz język, 
którym mówię codziennie bez zrozumienia i przekonania, 
a który jest językiem moich ojców i dziadów?

Jak ci na imię, ile lat ma twoja posiniaczona dusza, 
pełna bruzd i zakamarków? Gdzie czają się niespełnione 
marzenia i nadzieja, którą utraciłaś? Czyś śnisz teraz o kimś 
niby zapomnianym? Ile razy zatraciłaś się idąc drogą 
powybijaną przez ciszę? 

Czego pragniesz, co cię fascynuje, czy znalazłaś 
jakiś drogowskaz, ścieżkę, po której chodzą ludzie 
pełni dobra, tacy co nie ranią? Odpowiesz mi kiedyś 
na pytania, a może zetrzesz w pył moje wątpliwości, 
rozgonisz strachy, koszmary, które gnębią 
mnie bez przerwy? Czy zrozumiesz, gdy powiem, 
że jestem człowiekiem naznaczonym przez zbrodnię? 
Zniszczyłaś kiedyś kogoś? Zostawiłaś? Dokąd zmierzasz?

Po cholerę jedziesz tym pociągiem
pędzącym przez bezludne i zamrożone
na zawsze przestrzenie zachodniej Syberii?

Nie uwierzę, jeśli powiesz, że chcesz jedynie 
zobaczyć Bajkał! 


Szyny, szyny, tysiące kilometrów szyn, układanych przez ludzi takich jak ja. Za oknami nic, pustka, czyste odległości, wieczna zmarzlina, krwawe ślady zastrzelonych zwierząt i ludzi. Po powierzchni tej ziemskiej nicości tułają się cienie zapomnianych kultów, niedopowiedziane czary, zaklęcia, w które już prawie nikt nie wierzy. 
Blade twarze odrzuconych duchów i zjaw, przyklejały się do otulonych mrozem szyb pociągu, pędzącego przez trwanie nasączone ciszą. Ja też chciałem być zapomniany, chciałem zapomnieć. Potrzebowałem samotności, byłem gotowy o nią walczyć, mogłem zapłacić za nią życiem, którego już nie szanowałem. A ona powiedziała, że życie, moje istnienie, nie należy do mnie. Czułem się jak kukła, kiedy tak siedziała  naprzeciw mnie i słowami oplatała mój mózg. Mogłem wyjść z przedziału zostawić ją samą, z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, mogłem wydać ją na pastwę duchów, moich duchów i koszmarów, które czołgały się za mną niczym larwy.
Nie uczyniłem tego. Może jednak jej potrzebowałem?
Myślałem, że to ona była młoda, zarozumiała, ale nie głupia... Nie zdawałem sobie sprawy, iż lepiej ode mnie rozumie tę ciszę, samotność i bardziej niż ja potrzebuje zapomnienia.

Szyny, szyny,  tysiące kilometrów szyn, układanych przez takich ludzi jak ja i takich, jak ona. Wokół nas moje larwy i jej ćmy wirujące w bladym świetle jarzeniówek.
A może to my byliśmy jak owady, kolejne wcielenia naszych koszmarów?

- Rywalizowałeś z nim? Walczyłeś o swoją kobietę? A może, byłeś jedynie zazdrosny, zazdrosny jak chłopiec, który chce mieć takie same trampki, jak jego kolega?

- Wiesz, gdyby jakakolwiek rywalizacja była w ogóle możliwa, zapewne nie byłoby mnie tutaj. Trudno jest walczyć z kimś, kto wie  o tobie niemalże wszystko.

- Mów jaśniej, bo albo ja jestem zbyt zmęczona, aby cokolwiek zrozumieć, albo twój rosyjski potrzebuje odkurzenia.

Mimo jedenastu godzin spędzonych w pociągu bez żadnego przystanku, ona wciąż otoczona była aureolą świeżości. Jej oczy wydawały się chłonąć każdy element krajobrazu, każdy skrawek burego nieba i wszystkie grudki zamarzniętej ziemi, naniesione wieki temu. Delikatna para unosząca się nad dwoma kubkami z malinową herbatą osiadała  na szybach przedziału, który wydawał się niemal przytulny.


Nie słyszałeś, kiedy Konstancja weszła do przedziału, który do tej pory był tylko twój. Zresztą ty wtedy nie słyszałeś nic, nałykałeś się tych swoich prochów i zapadłeś w pozornie kojącą życiodajną drzemkę. Ona wsiadła w Moskwie, cichutko, nie chciała budzić obcego, lekko pochrapującego mężczyzny, który miał się stać jej towarzyszem podróży przez następne kilka dni. Nie miała ze sobą żadnego większego bagażu, jedynie małą torbę z wyblakłym napisem, w języku rosyjskim, no i białą laskę. Kierownik pociągu zamienił się na chwilę w angielskiego lorda i pomógł jej usadowić się na miejscu przy oknie, naprzeciw twojej poczerwieniałej od snu twarzy. Zamienili kilka słów w języku, którego i tak byś nie zrozumiał, na  tym skończyło się ich przypadkowe spotkanie. Kilkanaście minut później pociąg ruszył z łoskotem, a z głośnika popłynęła jakaś błaha rosyjska melodia.

Miasto, miasta, przestrzenie.
Przestrzenie twoich snów pokryły się błękitnym pyłem, znowu stałeś się małym chłopcem,  ze zbyt dużą głową skaczącym za polnymi konikami. Z boku naskakiwał na ciebie czarno-biały kosmaty kundel i płoszył twoje zdobycze. Łąka rozciągała się daleko, wzdłuż i wszerz, zlewała z niebieskawym horyzontem i takim samym niebem. Zmęczony przystanąłeś wśród wysokich traw, potarłeś rączką spocone czoło, pełne swoich dorosłych myśli.
Słyszałeś piękną muzykę, płynącą z głośnika ciotki Hanki i spojrzałeś w
niebo...zabrakło ci słońca. Nerwowo zacząłeś  obracać głową.

- Gdzie słońce, słońce? Gdzie jest słońce?!

- Proszę pana, niech się pan obudzi!

Młoda kobieta potrząsnęła  za ramię śpiącego mężczyznę. On śnił jej sny, ten nieznajomy prześcignął ją dzisiaj, ona jeszcze  nie szukała słońca, była dopiero piętnasta, o tej porze była świadoma, że i tak nigdy słońca  nie zobaczy. 
Poznali się właśnie wtedy, wczesnym popołudniem. On śnił jej sny, i bał się ich. Gdyby wiedział, że nie należą do niego, lecz do niej, z pewnością nie pomyliłby strachu ze współczuciem.

- Ten mężczyzna, mój rywal, był jednocześnie powiernikiem mojej żony. Znali się od dzieciństwa, razem grali w bierki, łazili po drzewach, męczyli pasikoniki... to takie typowe, że nie muszę tłumaczyć.

- Nie żartuj, on jest...

- Był.

- Czy był spowiednikiem, duchownym, rywalizowałeś z księdzem?

- Powiedzmy.

- Z tego co wiem, w waszym kraju obowiązuje celibat!

- Tak, ale nie o to w tym wszystkim chodzi.

Popołudnie. Do przedziału wdarło się przytłaczające rozleniwienie, które nie pytając ludzi o zdanie, przejęło nad nimi pełną kontrolę. Mężczyzna znowu zasnął, tym razem jednak snem płytkim, ciężkim i pustym. Głowę oparł o szybę, prawe ramię przykrył ciemnozielonym, wełnianym swetrem. Wielkie połacie porośniętej trawami ziemi, nieliczne skupiska powykrzywianych drzew zasnuła najpierw mleczna, a potem, coraz bardziej szarzejąca mgła, która wsysała noc. Stukot obracających się z wielką szybkością kół, tworzył wraz z wyjącym, świszczącym  wiatrem niezwykłą, nostalgicznie brzmiącą muzykę. A może podróżni słyszeli zawodzenie opuszczonych, zgorzkniałych  duchów i bogów, którzy swymi lodowatymi oddechami rozdmuchiwali po tundrach pozostawione  przez ludzi kości  zmarłych.Noc mętna, zawiesista  i gęsta, kleiła się do szyb pędzącego pociągu. Za oknami zostawały pustkowia na zawsze nie odkrytą tajemnicą.

- Nie wiem, dlaczego opowiadam moją historię właśnie tobie, Konstancjo. Może dlatego, że nigdy nie zobaczę jak wyglądasz. Zmuszasz mnie do zwierzeń. Czuję w tobie niewinność, która rządzi moimi zmysłami, słowami.

- Chyba niestety się mylisz. Jak każdy człowiek odczuwasz po prostu litość. Bo nie mogę widzieć słońca, bo kolory nazywam dźwiękami, zapachami, kieruję się jak niewidzialnymi drogowskazami. Jestem jak kolorowy lampion, pusty w środku, który rozświetla się tylko wtedy, gdy ktoś ustawi w jego wnętrzu świecę. Jestem więc tylko lampionem, takim pergaminowym. Płonący płomień sprawia, ze włókna pergaminu stają się widoczne, jak maleńkie, kruche  naczynie krwionośne. Można się mną bawić, przystawiając dłonie tak, by powstawały cienie. I tak postępują ze mną ludzie, ty także, choć pewnie nieświadomie.

- To dziwne, ale czuję się tak, jakby ktoś zatkał we mnie odpływ rozpaczy, a ja nie jestem przecież hydraulikiem. Kto mnie zrozumie, zbliży się do mnie, jeśli nadal będę się zachowywał jak szczur brodzący w ściekach?

- Nie uciekaj!

- Muszę, tobie łatwo jest tak mówić, nikogo nie zabiłaś, nie skrzywdziłaś.

- Wiesz, czym się różnimy? Ty wierzysz  w to, co widzisz, a ja w to czego, nie widzę.

- Więc jednak masz nade mną przewagę, nie ufasz pozorom.

- Nie ufam, bo ich nie widzę.

Pociąg z łoskotem wjechał na jedną z nielicznych stacji i obudził do życia zszarzałych, wysmaganych wiatrem ludzi, którzy przyszli by sprzedać część swojego dobytku. Zaroiły się nagle hałaśliwe perony. Na swoje ostatnie pytanie mężczyzna nie usłyszał odpowiedzi.

- A chciałabyś? - zapytał i przestraszył się swojego pytania.


Moja opowieść  to warkocz pleciony latami. Trudno mi nawet powiedzieć, gdzie jest jego początek, koniec łatwo dostrzec, przewidzieć. Obserwowałem cię, przyjacielu, gdy jechałeś daleko na wschód, rozpamiętywałeś moje grzechy...i swoją zbrodnię. Widziałem twoje dawne szczęście, byłem świadkiem waszego początku i końca. To przede mną składaliście przysięgę na wieczność, to częściowo przeze mnie ta obietnica została złamana. Pokuta miała nadejść...


- Po co jedziesz nad Bajkał

Niewidzące  oczy młodej kobiety zdawały się świdrować duszę towarzysza podróży. W jakiś sposób obserwowały jego mroczne wnętrze, gdzie zawiść rosła bujnie niczym chwast.

- Po prostu czułem, że to właśnie tam muszę wyjechać.

- Ale przecież jesteś mordercą, powinni cię aresztować! Jak udało ci się opuścić twój kraj?

- To trochę skomplikowane, Konstancjo...

- Wytłumacz mi, proszę.

- Widzisz, człowiek którego pozbawiłem życia był zakonnikiem. Jednak jego sumienie nie należało do najczystszych. Podejrzewano go o spiskowanie przeciw kościołowi, więc władze kościelne chciały się go pozbyć. Nie chodziło rzecz jasna o morderstwo, dostojnicy kościelni nie lubią sobie w dzisiejszych czasach brudzić rąk krwią. Tak się stało, że to ja wyświadczyłem im...tak to można nazwać - przysługę. Nieco brudną przysługę.

- A policja?

- W  oficjalnym raporcie napisano, że popełnił samobójstwo.
- Widzisz jakie to proste?

- A ja już myślałam, że mam do czynienia ze zbiegiem.

- Lepiej powiedz, jak tobie się udało?

- To długa historia.

- Przecież przed nami jeszcze dwa dni podróży.

To już Irkuck. Niedługo zobaczę Bajkał. Pożegnanie. Ty jedziesz dalej, tam gdzie wzywają cię duchy twoich przodków. Byłaś piękna w moim śnie, Konstancjo otoczona przez ciemność. Może jesteś gdzieś tam, w pociągu, który rusza leniwie w dalszą drogę, wiedziony przez wody Amuru. Chciałbym, abyś  dotarła do domu, abyś oczyściła zanieczyszczone dłonie w rzece, albo w maleńkim strumieniu, w którym kąpałabyś zapewne ofiarę swej zbrodni. Niech duchy wszystkich światów dadzą ci ukojenie.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1