25 lutego 2013
List do Małej z Krakowa(ale może być do ciebie)
Spójrz jak wsysa cię to miasto i z tą staromiejską treścią wąskich ulic, wyrzuca swoje wzewnątrz abyś mogła poczuć się swobodna i wolna, tą gorzką-słodką wolnością. Przemodliłaś zacierpliwość pisząc kolejne podanie o własny kąt w zaciszu ciszy. Odrzucone, z powodu natłoku spraw i braku miejsc, przeżyjesz i to, lepiej powiedz, jak ci ładniej, w brązie, czy?
Dziś więcej wiesz od wczoraj, tylko musisz oswoić w sobie tę wiedzę, bo ona, jak to wiedza, uwiera i przygniata odciskając się piętnem w twoim wątłym ciele, tak bardzo skłonnym do zatrzymywania śladów. A kiedy już na dobre ścierpnie skóra od poklepywania po tyłku, i policzki od powstrzymywania łez, które czasami same wypływają, porzuć ten balast nierozwiązywalnych działań, w tym wypadku niewiadoma jest wynikiem, prawda?
Oni są rozwiązywalni, ty nie, myślisz ciągle o tym samym tylko innymi słowami. Jak się ułożyć by zdążyć ze wszystkim na czas, bardziej pytam niż radzę. Według jakich metod tym razem? Mówiłaś często, że trzeba posiadać plan, co z planem na niewywoływanie jutra? Wiem, że dobrze chciałaś, tylko czasem nie wystarczy dobrze chcieć, a piękno często ginie pod obcasem.
Nasze drogi należące tylko do nas pozostaną wierne i nie zostaną zbrukane cudzą stopą, bo nikt nigdy nie będzie już chadzał tamtymi ścieżkami, zatarte ślady, pustynia nie ma dróg, sprzedała się wiatrowi.
Wiesz Mała, dziś czuję cię bardziej niż słyszę i rozumiem, a jedyne co mi dajesz to ten uśmiech Giocondy jako klucz do kolejnej interpretacji.