achaja26, 31 maja 2011
Zabiłem.
Kiedyś zagorzały katolik
z czystym na wskroś sumieniem,
szanowany przez innych,
kochający mąż,
wzorowy ojciec.
Dziś pozbawiony wszystkiego,
zamknięty w klatce,
szczuty ja zwierzę.
Zabiłem
Anonimowego człowieka
W pasiastym śmiesznym ubranku.
Nie dla bogactw,
Nie dla sławy,
Nie dla miłości,
Dla okruchu suchego chleba.
Niczym szakal zwabiony zwierzyną
Pozbawiłem życia,
Największej dla mnie wartości.
Lecz cóż życie jest tu warte?
Walczymy o przetrwanie-
Byle do jutra,
Do wschodu słońca.
Z pierwszym promieniem zapomnę.
Jutro ja mogę być zwierzyną.
achaja26, 30 maja 2011
Byłem człowiekiem.
Człowieczeństwo-
Czym jest?
Tu prochem i niczym.
Pozbawiony nadziei,
Wiary w Boga i siebie
Sam jeden
Błąkam się wśród bestii.
Wśród żywych trupów
Podobnych do mnie.
Nie wołam o pomoc,
Nikt nie usłyszy.
Jestem tu nikim.
Jak mały robak,
Którego można zadeptać,
Zapomnieć,
Choć zazdroszczę takiemu,
Że jest wolny.
achaja26, 30 maja 2011
Stoję na plaży
Wsłuchuję się w szum fal
Piasek jest tak przyjemnie ciepły
Przesypuje mi się przez palce u stóp
Oddycham
Orzeźwia mnie wiatr od morza
Oddycham głęboko
W oddali słyszę śmiech dzieci
Moich dzieci
Wiem, że razem z mężem gonią mewy
Lubię mewy
Oddycham jeszcze głębiej
Otwieram oczy, patrzę w bok
Chcę zobaczyć jak bawi się moja rodzina
Ale mojej rodziny tam nie ma
Chciałabym krzyknąć, zawołać ich
Nie mogę
Wszystkich pochłonęła wojna
Mnie też za niedługo pochłonie
Obok mnie na sienniku leży inna więźniarka
Oddycha spokojnie, śpi
Może też stoi na plaży
Może goni mewy ze swoimi dziećmi
Może tuli męża czytającego wczorajszą gazetę
Może plewi ogródek przed małym domkiem
Cokolwiek teraz robi
Gdziekolwiek teraz się znajduje
Gdy otworzy oczy i wróci do obozowego baraku
Będzie za tym tęsknić tak mocno jak ja
achaja26, 29 maja 2011
Jest nas dwadzieścia sześć w małej celi
Dwa na trzy, może trochę więcej, a może mniej
Same kobiety w różnym wieku
Najmłodsza ma chyba osiemnaście lat
Najstarsza, sama nie wiem
Wszystkie jesteśmy do siebie podobne
Zmęczone, brudne, głodne, pobite
Wszystkie niewinne
Bo czy winą jest walka o wolność,
miłość do kraju czy chęć życia
Przez cały dzień stoimy, kucamy, klęczymy
No bo przecież cela ma dwa na trzy
Może trochę więcej, a może trochę mniej
W nocy śpimy jedna na drugiej
Czasami kilka stoi pod ścianą, nie ma miejsca
Co chwilę ktoś przeciska się między ciałami
W kącie stoi wiadro z naszymi odchodami
Odór, brak powietrza, brak przestrzeni
Brak perspektyw na wolność i życie
Bo przecież dla nich jesteśmy świńskimi bandziorami
Przynajmniej rano sprzątamy naszą małą celę
Dwa na trzy, chyba tyle mierzy
A może nie, sama już nie wiem
Wczoraj wydawała mi się większa
Chyba tracę rozum, duszę się tu powoli
Jest coś w naszej celi co sprawia mi radość
Jeżeli w ogóle można jeszcze mówić o radości
Małe okienko pod sufitem z rozbitą szybą
Czasami słychać przez nie szum drzewa
Jedynego drzewa na więziennym dziedzińcu
Czasami siądzie na nim ptak i śpiewa
Jakiż on musi być wolny, chciałabym latać
Zazwyczaj jednak słychać wrzaski gestapowców
I strzały, dużo strzałów, w nocy, nad ranem
Chyba popadam w obłęd,
jutro mam kolejne przesłuchanie
Jeżeli wytrzymam, wrócę do celi popatrzeć na okienko
Bo przecież podejść nie mogę, szkoda
Strażnicy strzelają, jeżeli kogoś w nim zobaczą
Dla zabawy, pif-paf, o jedną mniej
Dzisiaj jest nas dwadzieścia sześć
W naszej małej celi dwa na trzy
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.