5 kwietnia 2012
Egoizm
W parku nie było już nikogo, robiło się ciemno. Szłam przed siebie, nie
myśląc, tym razem zupełnie bez celu. Wcześniej wielokrotnie
przemierzałam te alejki, idąc konkretnie gdzieś na spotkanie. Teraz
szłam donikąd. Drzewa urosły przez lata. Klomby pozostały w tych samych
miejscach. Nawożone co roku świeżą ziemią, pieściły sezonowe kwiaty,
które za dnia cieszyły kolorami. W świetle latarni wszystko było
szaro-rdzawe. Nie odróżniałam kształtów, stanowiły jedną plamę. Brzeg
jeziorka nie odcinał się od reszty. Musiałam uważać, by nie wpaść do
wody. Wokół nie było nikogo, nawet spóźnionego psa na spacerze.
Nieprzyjemny chłód zmusił mnie do zapięcia kurtki. Wyraźnie słyszałam
bicie własnego serca. Uderzało zbyt szybko, a ja z każdą chwilą
odczuwałam większy niepokój.
Nagle stało się coś dziwnego. Zanim zaczęło do mnie docierać, że
zostałam uderzona, upadłam na ziemię. Nie potrafiłam nadążyć za myślami,
jednak zrozumiałam, że to coś bardzo złego. Chciałam uciec, lecz ktoś
mnie przygniótł i mocno trzymał. Świadomość niebezpieczeństwa stawała
się przerażająca. Próba wołania o pomoc wymagała siły, a ja jej nie
miałam. W ogóle nie mogłam wydobyć z siebie głosu. "Co zrobiłam, po co
tu przyszłam, dlaczego?" - powtarzałam w myślach, jakby to miało
sprawić, że czas się cofnie chociażby o parę minut.
- Puść mnie! Kim jesteś? - próbowałam pytać napastnika. - Puść - błagałam resztką sił.
Czułam, że nie mogę nic zrobić, przerażało ciepło krwi na szyi. Policzki
paliły od łez. "Co teraz będzie?" - to następne pytanie, które pojawiło
się w mojej głowie.
Szarpnięta z ogromną siłą starałam się usiąść na ławce. Potężny człowiek
o przerażającym wyglądzie wykręcał mi ręce. I do tego ten szyderczy
śmiech...
- I co, myślisz, że cię puszczę? Nie, a nikogo tu nie ma i nawet
jak zaczniesz krzyczeć, nikt nie przyjdzie.
- Czego chcesz? Wyszłam bez torebki, nie mam pieniędzy. Zrobisz mi krzywdę?
- Zrobię ci krzywdę, będę patrzył, jak się męczysz.
Coraz więcej krwi wypływało z rany na szyi, kurtka stała się lepka i sztywna. Zaczynało mi być wszystko jedno.
- Kim jesteś? - spytałam.
- Mówią o mnie Egoizm. W tym mieście każdy mnie zna, jak i w każdym
zakątku świata. Od lat jestem ścigany listem gończym. Mam portret w
każdym komisariacie policji - dodatkowo akcentował słowa "każdy i
każdym". Przyjrzyj mi się teraz dobrze. - Podświetlił latarką twarz.
Była szkaradna, zdeformowana, jakby należała do człowieka, który nigdy
nie widział słońca, podobna do twarzy Frankensteina... Poczułam
przechodzące po plecach dreszcze. Nie wiem, czy z powodu widoku tej
twarzy, czy z bólu, który stawał się nie do zniesienia.
- Zabij mnie i zostaw już - prosiłam, nie zdając sobie sprawy z
działania mechanizmu szoku, chociaż wiele razy wcześniej o tym czytałam.
- Chciałabyś umrzeć tak szybko? Nie, aby umrzeć, trzeba cierpieć,
popatrzę, jak umierasz i cierpisz. Sprawi mi to ogromną radość.
- Długo to będzie trwało? - spytałam, chyba bez sensu.
- Długo. Tak długo, ile ciebie we mnie. Jestem Egoizmem. Jestem Milion!
Miliony! Stworzyliście mnie wszyscy z tych szkaradnych kawałków, a teraz
chcecie zniszczyć? Nie tak, nie...
- Jesteś pewny, że i ja chcę cię zniszczyć? - Pomyślałam, że zadając to
pytanie, wyjaśnię całe zdarzenie, które wydawało mi się w tej chwili
jakimś nieporozumieniem.
- A jak sądzisz? Możesz myśleć, masz czas, ta rana długo będzie krwawić,
bardzo długo... - Jego ironiczny śmiech wywołał kolejne dreszcze.
Nagle odszedł, jakby o czymś sobie przypomniał, poderwałam się, aby uciec. Próbowałam biec w kierunku pobliskich domów.
- Nie uda ci się! - krzyknął Egoizm, w jednej chwili już był obok i popchnął mnie na ziemię.
- Co ja ci zrobiłam? - Nie poznawałam już swojego głosu, od chrypy, która dusiła gardło.
- Stworzyłaś swój Egoizm i nie chcesz znać? - sączył słowa przez zęby.
Leżałam teraz w błocie. Jakiś szczur wyszedł z ziemi i zaczął szarpać moją zakrwawioną kurtkę.
- Mówię ci, że cię nie znam, zostaw!- prosiłam, patrząc w żółtoczerwone oczy potwora.
Jednak on złapał mnie za ręce i zaczął ciągnąć w kierunku jakiegoś
budynku. Kopnął drzwi i wrzucił mnie do ciemnego pomieszczenia. Po
chwili zapalił światło, ale wcale nie zrobiło się widno, bo brud i kurz
starego, nieużywanego od lat domku ogrodnika, o którego istnieniu sobie
teraz przypomniałam, był nie do zniesienia. Zaczęłam kasłać. Powietrze
dusiło zapachem pleśni.
Egoizm podszedł do szafki i wyjął jakieś pudło. Odgarnął warstwę pajęczyn i otworzył.
- Chcesz? To ci pokażę. - powiedział, podsuwając bliżej trzymany karton.
- Nic nie chcę. Zadzwoń po pomoc, nic nikomu nie powiem, proszę - wyszeptałam, chyba znowu bez sensu.
- Patrz! - krzyknął. Wysypał listy, zdjęcia, wycinki z gazet. - Poznajesz?
- Nie, nie mam z tym nic wspólnego... - odpowiedziałam cicho.
- Masz! Tyle lat, dzień po dniu tworzyłaś mnie, myśląc tylko o sobie.
- Wszyscy tak naprawdę myślą tylko o sobie, tak już jest. Ludzie są
słabi... - znajdowałam argumenty, z nadzieją, że koszmar się skończy.
- To niczego nie tłumaczy. Istnieję. Przez ludzi stałem się potworem.
Stworzyliście mnie wszyscy i nie chcecie znać? Teraz ty mi zapłacisz.
Przyjrzałaś się? - Kopnął w moim kierunku zawartość pudełka. Zaczęłam
rozpoznawać swoje pismo, zdjęcia.
- To pamiątki. Są dla mnie ważne. Są mną. Myślę, że są dobre...
- Oceniasz tak przez egoizm. Tworzysz mnie, potwora, którego nie chcesz
kochać, którego się wypierasz! - krzyczał tak głośno, aż pomyślałam, że
zemdleję.- Nie wyprzesz się mnie. Dotknij mojej twarzy. Pieść ją, niech
poczuję, że należymy do siebie!
- Zostaw, jesteś obrzydliwy, puść mnie. Puść! - teraz ja krzyczałam, a
ściany zaczęły drżeć, szyby w oknach odpowiedziały echem. Żarówka się
przepaliła. Pewnie jakieś zwarcie. Obrzydliwy oddech Egoizmu wdzierał mi
się w nos.
- Ratunku! Pomocy! - wołałam coraz słabiej. Straciłam przytomność.
Ocknęłam się po chwili. Egoizm przy drzwiach mówił coś do wysokiego
człowieka z torbą na ramieniu. Rozmawiali szeptem, nie słyszałam o czym.
W pewnej chwili odwrócił się do mnie i powiedział. - Idź, zabieraj swoje
rzeczy. Od ciebie już niczego nie chcę. Wszystko załatwię z nim.
Wyszłam, a w zasadzie wywlokłam się na zewnątrz. Drzwi za mną trzasnęły z
hukiem. Nie wiem, co się działo w domku. Stałam nieruchomo, nie mogłam
odejść. "Muszę tam zajrzeć" - pomyślałam i przysunęłam się do okna.
Brudna szyba zasłaniała widok, a w środku nie było światła. Nie mogłam
więc nic zobaczyć, nie dało się również odróżnić słów rozmowy, która
trwała wewnątrz. Postanowiłam odejść. Musiałam zresztą szukać pomocy.
Gdy przechodziłam pod drzwiami, poczułam, jak moje stopy zapadają się w
rozmokłej ziemi. Straciłam równowagę i upadłam. W świetle latarni z
przerażeniem zobaczyłam, że jestem cała we krwi - cudzej bo moja rana
już przestała krwawić. "Co to mogło być?" Wtedy pomyślałam o tamtym
człowieku... "Wszystko załatwię z nim - tak właśnie powiedział" - te
ostatnie słowa Egoizmu rozsadzały głowę.
Na pogotowiu uznano moją ranę za niegroźne draśnięcie, zaś napastnik,
którego opisałam na policji, okazał się bandytą, poszukiwanym za
morderstwo. Pokazano mi również zdjęcie ofiary.
To był on. Człowiek, który stanął w drzwiach...
http://www.pomianowska.net/photos/g125_xl.jpg
marzec 2009