10 września 2012
10 września 2012, poniedziałek ( słowa zdradzają )
przygryzam język od kilku dni, pomaga mi nawet w tym ulotny edytor tekstu Trumla, kilka razy już coś tam nabajdurzyłam, ale wyleciało w powietrze wraz z przypadkowym klepnięciem klawiatury ratując domniemanych czytelników przed refleksjami wieku dojrzałego. Jednak dzisiejszego poranka potężny magnes ekstrawertyzmu wrzucił mnie w końcu do opcji dziennik i jestem. Jestem sprowokowana jednym malutkim podpisem w rogu książki. Książka, to wydana pół wieku temu Spiżowa Brama Tadeusza Brezy, a sygnaturka mojego taty. Uwielbiał książki i mimo jak to się mówiło chudej fary, na nową książkę zawsze w moim domu grosz się znalazł. Każdą książkę u nas się szanowało, tata uwielbiał czytać książki prosto z półki księgarskiej, nawet gazeta musiała być czysta i niepogięta. Pierwszą książkę, którą dostałam od niego udało mi się zachować do dziś. Miałam wtedy 2 miesiące, a książki kupowało się czujnie na zapas, bo nie wiadomo było co cenzurze się spodoba, a co nie i jaki sasza będzie towarzyszył przy usypianiu. Rzeczona książka to Porwnie w Tiutiurlistanie Wojciecha Żukrowskiego. Tata miał rację, wiatr historii na długo zatrzasnął drzwi wydawców dla tej pozycji i była to świetna inwestycja w moje zachowawcze jutro. Pod imperatywem wspomnień zanurzyłam się w Spiżowej Bramie, lub lepiej powiedzieć, przeszłam przez...Wprawdzie znajduję się dopiero we wstępie i zerknęłam na kilka rozdziałów w środku, ale dobrze, że podpis taty sprowokował mnie do odświeżenia tej lektury. Kultura języka, którym posługuje się autor należy do mojej warstwy archeologicznej, daje poczucie uczty intelektualnej, a nie brodzenia w rynsztoku, co najczęściej ofiarowuje dzisiaj literatura na topie :)
mojemu Tacie na imieniny