15 września 2012
15 września 2012, sobota ( wnętrze )
Tak jak malarz nosi w sobie mnóstwo niewyklutych obrazów, fotograf kadruje przybliża i oddala, ja nie mogę się oprzeć obudowywaniu refleksją toczącego się wokoło życia i skojarzeniom jakie czasem najmniejszy gest, czy słowo prowokuje. Tak było i tym razem. Siadłam w autobusie koło młodej osoby, która niezmiernie pracowicie macała wirtualną klawiaturę swojej komórki. Ja moją smycz miałam w torebce po świeżym wysłaniu SMS'a w odpowiedzi na telefon, którego nie mogłam odsłuchać w huku tramwajów na przystanku i zwolniona z obowiązku podtrzymania komunikacji ze światem zewnętrznym postanowiłam porozmawiać z kimś kto nadaje na tych samych falach, czyli mówiąc mniej ozdobnym językiem z samą sobą. Ponownie rzuciłam okiem na sąsiadkę, ręce cały czas w ruchu, niestrudzenie wysyłały sygnały w eter jakby żyły swoim własnym życiem, natomiast dziewczę, jak to w zwyczaju obecnie, całe było opancerzone elektroniką i z miną pokerzysty trwało tak wsobnie w tłumie otaczających ją ludzi i wtedy przymus refleksji nad tym obrazkiem dał znać o sobie. Pomyślałam o życiu wewnętrznym. Mówi się o bogactwie życia wewnętrznego, a jak to jest kiedy w życiu wewnętrznym urzęduje cały czas tekst i muzyka innych, kiedy jest czas na siebie, na myśli, na zaadaptowanie tego co koło nas na wyciągnięcie ręki? Czy mając implant cudzych doznań w uchu nie karleje nasza osobowość? Czy zasysając perfekcjne tamtamy współczesnych nagrań, znajdujemy czas na rozmowę z sobą samym? Co mamy do powiedzenia od siebie? Zasumowałam się mocno nad pojęciem bogatego wnętrza i tym zasumowaniem dzielę się z potencjalnym czytelnikiem dziennika.
Czy można być sobą na peryferiach innych, którzy od rana do wieczora są obecni w naszych umysłach. Kocham ciszę, czasem najpiękniejsza melodia potrafi rozmydlić linie papilarne naszej odrębności.