25 marca 2013
25 marca 2013, poniedziałek ( emocjonalnie )
Już miałam oddać się obowiązkom świątecznym, a sprzątactwu przede wszystkim, gdy wpadłam na bardzo osobisty wiersz Łucji. Osobiście nie potrafię tak obnażać swoich problemów. Trudno się czyta i komentuje emocjonalne wiersze, trudniej w nich odzielić podmiot liryczny od doznań autora, ale można też zrozumieć, że jest to forma wołania o wspólną myśl, która pomoże złagodzić tragedię. Ten wiersz przypomniał mi jedną z rozmów w taksówce mojej ulubionej linii z zaprzyjaźnionym komunikacyjnie panem.
Jechałam do śródmieścia, a Kraków w tym obszarze do przejezdnych nie należy, zatrzymało nas w okolicy Podwala i wtedy pan taksówkarz opowiedział mi o sytuacji, w jakiej ostatnio się znalazł. Wiózł panią, która miała zdiagnozowaną chorobę nowotworową z brakiem pozytywnych rokowań. Pani była tak zrozpaczona, że swoim cierpieniem obdarzała wszystkich nawet jego, pierwszy raz spotkanego człowieka. Dojechali do celu i pani nie wysiada, po dwóch godzinach rozmowy, bez licznika, przecież dramat ludzki, pan wybrnął z sytuacji bardzo mądrą radą, którą i ja sobie rozważyłam. Jeżeli to prawda, że pani zostało tylko kilka miesięcy życia, to czy nie lepiej przeżyć je tak, aby po naszym odejściu wszyscy żałowali naszej nieobecności, a nie tak, aby wszyscy odetchnęli z ulgą? Nie można w permanentnym współczuciu utrzymywać całej rodziny, bo nie sprostają temu. Pod wierszem Łucji też było sporo komentarzy w podobnym duchu. Ale najpierw wysłuchałam ciekawej opowieści pana, z którym jechałam. Z pewnością nie był pierwszy w takim potraktowaniu problemu, ale mam nadzieję, że był skuteczny, pani wysiadła wyrażnie wyciszona, on, no cóż swój dwugodzinny przestój oddał w geście miłości bliźniego swego.