30 października 2014
30 października 2014, czwartek ( poznajmy Marka Bieńczyka )
Patrzę na datę ostatniego wpisu i dziwię się swojemu długiemu milczeniu. Kilka razy otwierałam już zakładkę z dziennikiem, ale nie potrafiłam się zdecydować na formę literacką wpisu.
Ośmielił mnie esej pana Marka Bieńczyka. Jestem wyjątkowo wdzięczna pani Katarzynie Kubisiowskiej za włączenie jego twórczości do rozważań na warsztatach multimedialnych, tym razem zatytułowanych: Barbarzyńcy w ogrodzie - o sztuce pisania o sztuce.
Esej traktował o wielkich kina połowy ubiegłego stulecia i nie tylko, bo i nazwisko Woody Allena tam się pojawia, a zatytułowany jest "O trzy drinki z tyłu". Na pytanie o wrażenie - odpowiedziałam bez wahania - tekst bałaganiarski, zarzuca erudycją i tłamsi mniej wytrawnego czytelnika. Początkowo myślałam, że to fragment większej całości i nie zrozumiałam czemu autor tak się spieszy z przekazaniem tylu poglądów i opinii naraz.
Okazuje się, że esej to usprawiedliwia. Odetchnęłam z ulgą po nabyciu tej cennej wiedzy. Odkryłam, że w zasadzie to ja jestem eseistką, a posądzałam się o intelektualne ADHD.
Wracając do postaci pana Marka Bieńczyka, to przeczytałam jego życiorys na razie w Wikipedii. Po przemyśleniu tekstu zdobył moją sympatię, zaciekawił i zdopingował do zanurzenia się w twórczość Milana Kundery, którego jest jednym z tłumaczy. Ostrzegam, to tylko wstęp do mojego rozbieganego eseju, który chcę popełnić, a który będzie traktował o prowokacji w teatrze na przykładzie reżyserskich wyczynów pana Klaty na scenie Teatru Starego, który odkąd stał się sceną narodową z narodu raczej drwi i wystawia go na wielką próbę obrony pryncypiów, ale kto to wie może zjednoczymy się w odkrywaniu swojej tożsamości w sposób mniej martyrologiczny. Kto wie?