25 września 2013
Przymiarka do Sagi
Od rana przygotowywała się do wyjścia. Wiedziała, że nie wiadomo, o której wstanie i tak wydarzy się coś, co spowoduje jej spóźnienie. Całe życie takie spóźnione. Oszczędziła sobie wspominania najgorszych wpadek, skupiła się na teraźniejszości. Już był w ogródku, już witał się z gąską..., miała wyjątkowo możliwość zdążyć, gdy spojrzała do lustra i stwierdziła, że jak na pierwszą prezentację włosy ma niezbyt świeże, a to przecież jej podstawowy atut. Wskoczyła do łazienki. Czas natychmiast przyspieszył, oczywiście w jej mniemanniu, ale wiadomo było, że nie ma szans na punktualność. Obiecywała sobie, że spacerem, że za 1.90, że nietknie rezerwy taksówkowej. Poszła na ugodę z samą sobą. Transport mieszany - pod Cracowię 502 a stamtąd taksówką. Odetchęła z ulgą, przecież zyskuje w ten sposób dwie dychy. Roztrzepując na głowie mokrą włoszkę dobiegła do autobusu. Siadła na przeciwko postawnej, wypielęgnowanej kobiety z bardzo wyrazistym, jak na tę porę dnia, makijażem. Zwróciła na nią uwagę, bo mimo atrakcyjnej prezencji miała w sobie taki głęboki smutek i niepewność. Intuicja podpowiadała, że jadą w tym samym celu. Powstrzymała się jednak przed podjęciem rozmowy, otworzyła kryminał i odszukała miejsce,w którym zatrzymała się wieczorem.
Pod hotelem rząd taksówek.
- Jest pani moją pierwszą klientką,
- ale ja tylko do Wilii Decjusza,
zawsze się usprawiedliwiała z krótkich tras, jakby jej obowiązkiem było zaradzić bezrobociu taksówkarzy,
- przynoszę szczęście proszę pana,
dorzuciła, chcąc tym banalnym stwierdzeniem podnieśc na duchu kierowcę.
Nie zdążyła schować do torby kryminału, który otworzyła w drodze z Huty. Wywiązała się rozmowa o książkach, o czytaniu, ale młody taksówkarz raczej prężył się intelektualnie, niż rzeczywiście coś czytał. Czekanie rozpuszcza pracowitość jak kwas kości pomyślała odwołując się do własnego doświadczenia. Trzeba mieć niezły charakter, by temu sprostać, poza tym jest radio i ktoś tam za nas coś do mózgu wsączy.
Zdążyła co do minuty. Jak się łatwo domyślić była jedną z ostatnich. W pięknej renesansowej sali ustawiono krąg stylowych krzeseł, na których zasiadło około trzydzistu Agat Christi na przemian z Jane Marple, można było też doszukać się kilku energicznych M.C. Beaton. Pisarki amatorki. Kondensacja indywidualności przytłaczała. Zapomniała, że pasuje wiekiem do tego zgromadzenia, ale jakoś nie mogła się utożsamić z obecnymi. Pewnie podobne uczucia towarzyszyły pozostałym, ale nie była pozostałymi tylko sobą, żądną przepisu na poczytność panią w wieku "wolności od pracy zawodowej".
Nie lubiła słowa emeryt. W polskich realiach finansowych brzmi to jak obelga, jak potencjalny żebrak, a jej poczucie godności wzdragało się przed takim traktowaniem.
Wśród licznych pań wypatrzyła kilku panów. Ciekawa była jak się czują w tym babińcu, zwłaszcza że prowadzącymi warsztaty też były panie tyle, że w wieku bardziej atrakcyjnym dla płci przeciwnej.
Po jakichś 20 minutach w drzwiach pojawiła się pasażerka z 502, którą wytypowała jako uczestniczkę warsztatów. Zauważyła zdziwienie w oczach, gdy ją spostrzegła na sali, sama też była zaskoczona trafnością rozszyfrowania celu podróży zupełnie nieznanej osoby.
W obliczu damskiej przewagi na spotkaniu, opadły z niej wszystkie feministyczne skłonności. Tak bardzo zapragnęła posłuchać co ma do powiedzenia o pisaniu męska płeć. Gdzie ci mężczyźni zawyło jej w duszy. Nie, nigdy nie chciała wcielić się w mężczyznę, ciekawił ją ich sposób rozumowania, ceniła ich logikę, ale dobrze się czuła w ciele narzuconym przez naturę.
Niezależnie od wszyskiego była bardzo zadowolona, że los w odpowiednim momencie pomachał jej przed nosem informacją o warsztatach literackich dla sędziwojów, że dzięki temu będzie przyjeżdżać w to urokliwe miejsce.
Jaka ze mnie straszna mieszczka myślała uporczywie wodząc wzrokiem po arrasach, parkietach i modrzewiowych stropach. Pomieszkać tu trochę zamiast w niskich betonowych sufitach.