20 maja 2014
autobigrafia 2
Panta rhei pomyślała filozoficznie spoglądając na dawno niewidzianą koleżankę. Do użycia wznisłego cytatu sprowokowało ją wspólne niegdyś wkuwanie przysłów greckich i łacińskich w czasie odbioru bardzo starannego ogólnego wykształcenia w "zakładzie sióstr Habianek" jak przewrotnie nazywały X LO dyrygowane przez bardzo przyzwoitego komunistę, a którego zastępczynią była jak przeciekło do wiadomości licealistek, była członkini Sodalis Marianus, przekwalifikowana na niezbyt gorliwą członkinię PZPR.
Oj solidna to była wiedza wzmocniona 6 dniowym tygodniem nauki, dyscypliną i erudycją starej gwardii pedagogów. Usiadły na ławce, było coś o tempus fugit i o faux pas i że ktoś tam nie umiał zachować się comme il faut, a że brakuje lufcików w oknach, o stosunku do spagheti i do makaronu. A potem trochę narzekania, że wykrusza się deklinacja i tyle anglicyzmów panoszy się na ulicach i że nieznajomość angielskiego zaczyna być uciążliwa. Nagle roześmiały się w głos, ich wzrok padł na napis nad bramą kościoła - Polacy nie gęsi..., nie, to nie było napisane nad portalem, tam prężyła się klasyczna łacina, ale to ona właśnie przyczyniła się do ostudzenia kontestacji językowej. Zawsze językowi polskiemu inne języki rzucały wyzwanie, stawały w poprzek, zanim nie wtopiły się weń, nie sfamiliaryzowały z akcentem i melodyjnością zdania. A potem to już z górki, znowu jesteśmy bogatsi o nowe pojęcie. Jedyna troska to nie pogubić tych dawnych, bo obudzimy się w zupełnie obcym kraju.