3 września 2011
requiem na krawędziach pękniętego lustra
próbuję się zmusić, wytłumaczyć jej, dlaczego rachunki są tak wysokie
a każda praca, którą dostaję, hańbi i parzy nawet w krótkometrażowych koszmarach
ona ucieka. piłuje paznokcie. kawa czarna, pływają w niej niedorosłe odejścia
na tyle czarna, byś ich nie widziała.
potrzeba przestrzeni, więc dalej i śmielej! wyważ drzwi, obetnij mi włosy
gdy zasnę, nie dobudzi mnie nawet sama śmierć. zmęczona ręka
spadnie gdzieś poza krawędź łóżka.
*
staniemy znowu nad przeręblą
gdzie po raz pierwszy zgubiłyśmy człowieczeństwo
może jakaś kropla wody zlituje się i oczyści nas
z chłodu.
miliony odłamków czekają
na wyciągnięcie. a w każdym z nich
odbija się twoja twarz
wciąż słyszę dźwięk, kiedy roztrzaskuje się na sklepieniu nieba.
bo świat jest jednak skończony.
17.08.2011r.